czwartek, 18 lipca 2013

Mazidła, pachnidła czyli ujawniam czym się paćkam. Part I - WLOSY

                                                               Troche sie zabieralam za ten post. Od miesiecy w sumie. Nie jestem jakims ekspertem. Jakas maniaczka kosmetyczna(dobra, troche jestem przy temacie kudlow). Odkad wybylam zagranicznie moja swiadomosc kosmetyczna, ze tak ujme nieco sie podniosla. Zwracam uwage na pewne rzeczy, ktore wczesniej mialam gleboko gdzies. Nie kupuje juz w Rossmannach (chyba, ze lakiery do paznokci, ktorymi packam po  metalowych tunelach).
          W Norwegii nauczylam sie dbania o skore i wlosy na wyzszym levelu. Sprzatajac domy innych ludzi, mialam swobodny wglad w szafki z kosmetykami, co moje  baczne oko zawsze wychwytywalo i  kodowalo w pamieci. Niektore z Pan, oddawaly mi rowniez kosmetyki, ktore im nie przypasily, uczulaly lub cos innego wiec mialam przyjemnosc probowania na sobie czegos, na co zazwyczaj nie wydalabym az tyle kasy. Koniec koncow jednak nauczylam sie, ze faktycznie w tych przypadkach cena szla w parze z jakoscia i skutecznoscia.
            Niestety mam jakas dziwna skore i zadne L'oreale, Garniery czy inne tego typu rzeczy nie sprzyjaja mojej cerze. Zazwyczaj zatykaja mi pory i natychmiast moja twarz pokrywa sie warstewka potu (true story!) czego nienawidze - jak latwo sobie wyobrazic.
            Jestem tez zwolenniczka wersji : zrob to sam lub eco. Produkty jak najbardziej bazowe, ogrodkowe, kuchenne i co tam jeszcze.

 Ok. Zacznijmy od mojej obsesji - WLOSY. Wlosy sa bardzo wazna skladowa mojej osoby. Jak to kiedys pewien osobnik plci meskiej mnie podsumowal: "Kobieta idealna: wytatuowane cycki z dlugimi, rudymi wlosami." Tak... pomijajac fakt, ze akurat "cyckow" nie mam wytatuowanych i nie planuje (mysle, ze chodzilo calosc ja=kobieta=cycki), rude wlosy - opcjonalnie od momentu jak bawie sie tonerami. tak czy siak. Gdzie jestem ja, tam sa najpierw wlosy. Nie oszukujmy sie. Wszyscy je kochacie. Te moje wlosy ;) Zbieralam zawsze mnostwo komplementow za nie, na ulicy, od obcych. Tak zawsze bylo i poki co - nadal jest. od 16 roku zycia farbuje je rytualnie co miesiac-poltora. Zwykle drogeryjne farby. Zmienilo sie to 2 lata temu, gdy zaczelam uzywac tych fryzjerskich, a calkiem juz przestalam ponad 1,5 roku temu - tonery. Jedyne co to rozjasniam odrost. I tyle.

-Szampon.  Szczerze mowiac - byl jaki, bez silikonu i najlepiej przezroczysty. Ma myc i tyle. Raz na ruski rok uzyje przeciwłupieżowego - profilaktyczni.

- Odzywka. Tu juz zaczynamy. Odzywke klade ZAWSZE. Nie ma opcji, zebym rozczesala wlosy bez tego specyfiku. No nie ma. Jak z jakiegos powodu nie mam odzywki (atak zombie, puste sklepy, porwanie i zostawienie mnie w lesie bez odzywki itp) nie rozczesuje wlosow. I juz. Schna sobie same. Z odzywkami nie szaleje. Takie sklepowe moga byc. Chodzi glowie o fakt, zebym bez klopotu rozczesala kudly. Jakies L'oreale sa w porzadku, aleeeee oni sa krolami jesli chodzi o testowanie na zwierzetach - staram sie wiec unikac tegoz. Lubie uzywac intensywnej maski firmy Aussie - do dlugich wlosow. Spisuje sie wysmienicie. I naprawde fantastycznie rozczesuje po tym wlosy. Chociaz to niby maska- ja uzywam tego jak odzywki - po kazdym myciu. Zauwazalna roznica na wlosach.


- maski - fryzjerskie. Tu nie szczedze grosza. Linie fryzjerskie sa naprawde spoko. W Oslo kroluje Redken, naprawde w porzadku produkty. Staram sie tez aby nie mialy jednak silikonu, ktory na dluzsza mete wysusza kudly, no ale to juz wiemy od dawna. Maski stosuje 1-2 razy na tydzien. I ZAMIAST  odzywki. Nie przeciazam wlosow.

- inne. Inne to np.olejowanie lub zwykle wcieranie olejkow w koncowki. Uzywam zwyklej oliwy z oliwek, podobno olej kokosowy tez sie swietnie spisuje. Z Oslo przytargalam sobie olejek marokanski do wlosow - zabojczo piekny, gleboki, zapach. Az chce sie  pasek z monetami zalozyc na biodra i krecic tylkiem do dzwiekow jakichs piszczalek.
Packam tym wlosy zaraz po umyciu,  w dolne rejony, jeszcze na mokro. Zostawiam.  Ewentualnie wcieram w suche - naprawde pieknie pachna pozniej caly dzien.

Ostatnio tez kupilam olejek arganowy. Taki prawdziwy-prawdziwy Maluska, ciemna buteleczka - 50ml - 10 euro. No drogi no. Ale jest to czysty, tloczony na zimno olej. Zadnych dodatkow. Pachnie...hmmm ponoc troche jak kozi ser- nie mam pojecia jak pachnie kozi ser. Dla mnie troche tak ziemia, orzechowo, specyficznie, no ale nie oblewamy sie nim prawda? Olej arganowy stosuje rowniez na skore. Wilk mi podbiera na swoje skorne problemy as well. Swietnie nawilza. Regeneruje. Odzywia. Ponoc to najlepszy olej ever. Podstawowy skladnik w lazienkach  Kobiet Wchodu.
Ja stosuje tak (to samo robie przy oliwie z oliwek): suche, nieumyte wlosy. nakladam na kilkanascie ostatnich cm wlosow-te najbardziej suche, lamliwe. Wczesuje takim dosc gestym grzebykiem. Zostawiam. Najlepiej na kilka godzin. Myje wlosy jak zawsze. Olejowanie naprawde duzo daje. Mysle, ze moje wlosy wygladalyby znacznie gorzej bez tego zabiegu. No i mam 100% pewnosci, ze nie laduje na nie zadnej chemii. Sama natura.

Dodam jeszcze przy temacie wlosow, ze ja ich nie susze. W sensie nie uzywam suszarki. Stad moj wieczny look na topielice.Nie uzywam pianek, lakierow. Moze raz/dwa na rok. Serio. Nie znosze gdy moje wlosy sa nieprzyjemne w dotyku.Kocham  te wszystkie rozjebane wiatrem, lozkiem i inne takie fryzury, ktore wymagaja past, lakierow, pianek, woskow, ale na sama mysl o dotykaniu takich wlosow...brrrrr. Juz wole te swoje smetne wodospady.

 KOLOR-  No juz wspomnialam. Nie uzywam farby, farby od ponad 1,5 roku. Li i jedynie rozjasniacz na odrosty. Zostawiam go zwykle na jakies 10 minut(nigdy tak dlugo jak mowi instrukcja) zmywam i juz. Uzywam tonerow.  100 lat temu sprobowalam ManicPanic - fajne, fajne. Potem mialam klopoty z dostaniem, a potem pojawily sie nowe marki. W Oslo stosowalam STARGAZER. Wszelakie czerwienie. Mieszkalam ze soba rozne odcienie lub nakladalam ten sam. na moja dlugosc szlo zawsze poltora opakowania. Nie mniej, nie wiecej. Takie swobodne nakladanie - 1,5. Szczypalam sie kiedys i RAZ nalozylam tylko 1 buteleczke...hmmm.Kiepski pomysl, gdy  masz dlugie i dosc geste wlosy. Just saying.
 Na dzien dzisiejszy stosuje tonery Directions. Mnostwo absolutnie pieknych kolorow i odcieni.  Tak jak przy poprzednim, zuzywam okolo 1,5 sloiczka. Tonery naklada sie na mokre, umyte wlosy BEZ ODZYWKI!. Ja zazwyczaj zostawiam na godzine lub wiecej. Splukuje i oto nadchodzi magiczny moment, ktory dawno temu polecila mi moja fryzjerka(tak, kiedys mialam swoja fryzjerke - ufalam Jej bezgranicznie) Na samiutki koniec plucze wlosy octem. Tak OCTEM. Na oko wlewam sobie troche octu do garnuszka, dolewam wody i splukuje. Zapach wietrzeje- bez obaw.Ale odradzam romantyczne potrzasanie puklami przed twarza lubego w dzien farbowania. Ocet zakwasza wlosy. Zamyka luski. Kolor trzyma sie dluzej. Serio. A i te wszystkie szampony z filtrami do wlosow farbowanych-bardzo polecam. Wydluzyly mi trwalosc koloru o ponad tydzien, tak jak sprawdzalam.

Ja nosilam: Mandarin, Atlantic, Rubine!! i Dark Tulip, ktorego tu nie ma akurat. Najwiecej komplementow zebralam za wlasnie Dark Tulip i Rubine. Absolutnie przepiekne kolory. Komplementy w stylu : alternatywna Barbie z fioletowymi wlosami, kucyk pony, lalka, jak z tumblr etc.etc. tylko mnie w tym utwierdzily. Zabieram sie tez za wyprobowanie tonera w kolorze bialym. Oczywiscie, pochwale sie sukcesem ..lub totalna porazka ;)

No, przebrnelam. Nastepny post pojdzie o pielegnacji cery.Takiej codziennej. Wlosy zajely tyyleee miejsca, ze postanowilam nie ladowac w to juz reszty. czuje sie troche dziwnie, umieszczajac tego typu notatke, ale w sumie nie ma dnia, zebym komus nie pomogla w tym temacie wiec czemu by nie :)
 No, mam nadzieje, ze cokolwik, komukolwiek pomoglam i nie bylam za bardzo chaotyczna - co jest dla mnie normalne. Jakies pytania?


sobota, 13 lipca 2013

I am the passanger and I ride and I ride...

Polowa naszej mikro rodziny zostala wyprawiona na wakacje. Jedna do Szkocji, druga do PL. Zostalismy sami z Wilkiem i kotami. Z tej okazji teraz to Wilk   zostal Glownym Kierowca. W sumie jedynym kierowca..Tak czy siak nasza 1wsza wspolna przejazdzka wypadla bardzo dobrze. Strasznie sie stresowalam - nie bede ukrywac, ze generalnie wcale nie mialam ochoty usiasc obok Mojego Pana i dac sie wiezc gdzies tam hen i hohoh daleko. Z tej okazji, chwycilam Jego telefon, zeby zajac czyms histeryczny umysl. W ten oto sposob, mamy nasza 1wsza focie samochodowa, a ja juz drugi raz (dzis) jechalam z Wilkiem Lala. (Lala to imie Mazdy mojego Mamuta - Mamut to moja mama, wiem bywa to skomplikowane). Macie tez troche innej prywaty jak na przyklad rzeczonego Mamuta czy Izabelinde, ktorej na kilka godzin przed wyjazdem stworzylam wakacyjna fryzure. Poki co siedzimy sobie z Wilkiem w sloncu prze domem, cieszymy sie sobota i wdychamy zapach gnijacych zwlok dolatujacy sielsko z okolicznych krzakow.
Chcialam sie tez pochwalic, ze oto pada powli drugi tydzien mojego CODZIENNEGO pocenia sie z Jillian Michaels i musze przyznac, ze widze roznice..coz to bedzie za 3 miesiace? Killer body jak znalazl na zime ;)

More skull in skull.
                                                             Tadaaah!
                                                           Naburmuszona ja. Ale lody naprawde byly przepyszne.
                                                   Mamut. I "dziarra". Czyli slynny portret Mamut z dziarra.
                                                          Rabarbarowe hery.
                                                           Super sliczna tu jestem. Najlepsza. Naj naj naj. ;)
                                                  1wszy prezent na zblizajace sie ćwierćwiecze Wilka.
                                                         Izabelind. Zwany tez moja siostra, bo pamietajmy, ze mam faktycznie najprawdziwsza, rodzona siostre :D To dla tych, ktorzy zyja w przekonaniu, ze jestem rozpieszczona jedynaczka, a wiem, ze sporo takich ludzi chodzi po swiecie.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Zyjemy! Grillujemy.

Long time no see.
Niby nic sie nie dzieje, a jednak cos COS sie dzieje i tak nagle "znajduje siebie" nie piszaca notatek i w ogole jakas taka "omkłą". Brak polskich znakow tez mi utrudnia. AAAA. Marudzenie.
Tak czy siak lato szaleje, wakacje w pelni, wszyscy mamy upaly od Wysp po Pollandie, z "moja" Belgia posrodku. Nie ma co ukrywac: my swoje wakajcony juz mielismy. Tak, ten tydzien  w maju w Pozanniu to byly swego rodzaju wakacje dla nas. Sad but true. Teraz sie przygotowywujemy do wynosin(oby jak najszybszych) z kraju krow, piwa i czekolady. Ciagle sobie roje w glowie, ze bedzie to na jesien. Bo tak jakos dobrze to mi wyglada : Londyn na jesien. Nieco jak z "epoki", wiktoriansko, cmentarnie, parkowo. Z kawa na wynos w rece(wiem, przeokrutnie hipstersko, ale naprawde, naprawdeeee malo rzeczy mnie tak cieszy i relaksuje jak ten smetny szwed po miescie z kubkiem kawy na wynos. Koniec kropka. Na czym to stanelam?a tak, ze ta kawa na wynos, parki, wszelakie odmiany klonow z tymi absolutnie powalajacymi kolorami lisci. Szkoda, ze mamy tylko jendo slowo na jesien i brzmi ono, no coz..jesien. Po ang. uczyli nas w szkole iz jest to "autumn", ale ja o wiele bardziej wole slowko "fall". Az slysze ten szmer  opadajacych lisci. Ale ale zapedzilam sie. Jest ledwie poczatek lipca, a ja  juz poczulam zapach fall'a. Koniec, wroc.

Jak lato to i grille. Tez jednego popelnilismy. A tak w ogole to czas weekendowy zlatuje nam ost. na zakupach, gdyz polowa naszej 4os. rodziny wybiera sie na dniach na swoje wakacyje. Niektorzy wracaja na 3 tyg.na lono ojczyzny, a inni pedza w odwrotnym kierunku do miasta London, a potem kierunek: Szkocja. Zostajemy wiec z Wilkiem i z kotami. Watacha kotow. Mamy tez samochod do dyspozycji, troche likendowych planow, nowy gps i poki co - cudna pogode. Zamierzam pokazac Wam i sobie ;) ze moje zycie potrafi byc "priti kul". Oczekujcie wiec nawalu zdjec (Wilk nabyl nowego smartfona wiec wiecie, wkraczamy z wielkim opoznieniem, ale wkraczamy w instagramy ... ;)   ) Taaak, teraz kiedy juz wszyscy sie wystarczajaco podekscytowalismy, troche zdjec :), a tak o z wilczego domostwa.

                           Czasami kupuje zimowe czapki w czerwcu. Sczegolnie wtedy, gdy zamiast  20 euro kosztuja 4 ;) I byl taki dzien, ze moglam ja zalozyc, byl!
                                             Misiaczeeeeeeek
                                                   Glowna atrakcja grilla.
                                                                 <3
                                            Home made burgery z grilla oraz warzywa, ktore sie okazaly byc totalna porazka.
                                                      Tak plowieja/wyplukuja sie wlosy po pamietnym, totalnym różu.
                                                          Tiburg,
                                                       To Moj Mamut :)
                                                   Mistrz Grilla of kors.