piątek, 16 listopada 2012

Jak dzienniki norweskie przechodza w belgijsko-holenderskie




Chwilowe problemy z internetem (those damn trees! :D ), spowodowaly moje milczenie na wszelakich frontach internetowych (dziekuje za zaniepokojone smsy). W momencie gdy sobie tak tu siedzei pisze to juz od tygodnia jestesmy w Belgii.
Odkrylam serki wiejskie, na nowo kocham belgijskie ciastka(staram sie nie kochac ich ZA mocno) oraz przymierzam sie do biegow (mam zamiar kupic sobie na dniach "yoga pantsy). Dostosowalam sie juz do zmiany klimatu (z minusowej temperatury i sniegu do latania w bluzie z podwinietymi rekawami). Jedyne czego nie moge przebolec to tej kurewskiej klawiatury,na ktorej wlasnie mozolnie pisze. Chryste Panie, chyba nigdy nie mialam do czynienia z rownie glupia. Z glebi serca nienawidze jej i bardzo tesknie do"mojego" Sony Vaio. Bu.

Kiciolda znosi Lu calkiem dzielnie, jak i cale tlumy innych kotow za oknem. Aczkolwiek ma swoje "slabsze"momenty, gdy postanawia byc kicbulem. Cos jak Dr. Jekkyl i Mr. Hyde. Tak czy owak jest znaaaznie lepiej niz moglam sie spodziewac.Dzielna dziecinka.
Wilk chodzi do pracy i tak mu sie podoba, ze wyrazil swoje niezadowolenie z powodu 2 dni zwyczajowego wolnego. Kto by pomyslal!
Ja na razie robie za hauslajfa. Uskuteczniam spacery po lesie, czasem do pobliskiego miasteczka(przez las) jestem jak czerwony kapturek, tyle ze bez koszyczkow i wilkow. No... Juz powoli mi sie nudzi , tym bardziej ze nie mam netu (trzeba zakupic antene, zeby laskawie sciagala do nas siec przez te wszystkiedrzewa dookola) i oczywiscie robia mi sie olbrzymie i haniebne braki i zaniedbania w serialach!!! To mnie prawdziwie boli.
Przyznaje tez, ze to takie fajne uczucie, gdy w sklepach wszystko kosztuje jedna lub dwu cyfrowa sume. A nie jak w Oslo trzy badz i czterocyfrowa.... Co prawda ubieraja sie tu fatalnie i na wielkie zakupy, rodem z Oslo sie nie zanosi (a szkoda, bo wyjebalam z bolem serca i autentycznym smutkiem jakies 80% swoich ciuchow...Mus, sila wyzsza i walizka,ktora mogla wazyc max 20kg- made me do it)
Przysiegam zaraz szczezne z ta klawiatura i pozalsiekurwaBoze klawiszem spacji!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Zdjecia wjada potem jak juz bede miala swoj wlasny net w swoim wlasnym priv domku, z kawa i w ogole, anie na stresie w restauracji hotelowej.

piątek, 9 listopada 2012

Belgia

Tak na szybko. Jestesmy,zyjemy,nikt sie nie rozbil ;)
Wiecej wiesci na dniach (i nawet foty!), bo poki co przenosimy sie do wiekszego domiszcza :)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Walizka pasująca do włosów.

Nabyłam takową. jak już pisałam na tumblr, jest to moja 1wsza walizka ever. Tak w  ogóle w życiu. Bardzo poważna sprawa. czuję się fensi, światowa, glamour i wszystko co tylko można czuć w związku z nową walizką, która razem z Tobą będzie przemierzać te wszystkie powietrzne mile.
Miała być różowa. Stałam z 10 minut przed tymi walizami. Była i różowa. Ale ulitowałam się nad Wilkiem, ostatnim susem zadzwoniłam do Niego i dramatyczne :"Zielona!" w słuchawce, przesądziło o sprawie. Jest zielona i błyszcząca. I wydaje ten podróżniczy turkot :)
Mam nadzieję, że spakuję do niej to co sobie zaplanowałam, chociaż na chwile obecna, już widzę  że będą kłopoty, bo plecak Wilka waży te 20 kg i jeśli dołożę tam choćby bokserki to koniec. Musze jakoś strategicznie to przemyśleć. A pomyśleć  że chciałam mu tam jeszcze upchnąć kocyk... Trudno, Kicia poleci jak królewna na 2 kocykach. Nikt nie powinien się pluć - w końcu dbam tylko o kociną wygodę i ciepło. Żal mi szczerze Kicioldy, bo nie wie bidula na co Jej przyszło i co Ją znów czeka plus ten wielki biały kocur na miejscu. jakoś mam takie dziwne przeczucia....Mój kićbul może wszczynać żelazne awantury godne jesieni średniowiecza.
 Jutro ostatni dzień pracowniczy, a w środę wyyloooot.
Nadal przykro, że omijamy Poznań tym razem, szczególnie, że co? No co??
                      ROGALE MARCIŃSKIE!!!! Ot co.
Eh. W zeszłym roku akurat mi się udało być w Poznaniu i rogala zjadłam. 2 lata temu miałam z dostawa do domu nawet! A mieszkałam we Wrocławiu więc było to dokonanie. Teraz się skończyło. Pocieszę się  belgijską napoleonką...hłe hłe hłe.
 Oto ONA. THE Waliza. :) Zielona jak żuczkowe skrzydełka. Naprawdę się mje podoba kolor i przynajmniej obędzie się bez tej histerii przy taśmie, z okazji odbierania bagażu po locie.
         A tu Grubalda w dumnej postawie kota na laptopie. Nie moim, dodam ;) wilkowym. Dzieło nosi znany tytuł: "Because fuck You, that's why"

piątek, 2 listopada 2012

Smęciur taki na listopad/wyjazd.

Rozpoczęłam juz  mój przedwyjazdowy rytuał.
Bo wyobraźcie sobie, mam taki. Jak juz ktoś sie przeprowadza tyle razy ile ja (23?) to zaczyna mieć takowe. Pojawia mi się w głowie taka myśl, że gdzieś już jadę ostatni raz, że mijam to ostatni raz, że przechodzę tędy ostatni raz. Same ostatnie razy. I jest mi naprawdę przykro jak nigdy.
Gdy opuszczałam np. Wrocław to ziałam taka wściekłością i nienawiścią i zmęczeniem, że miałam już głęboko gdzieś te 'ostatnie razy". Jeszcze się taksówkarzowi dostało(byłam podpita z lekka, noc przed wyjazdem).
Gdy opuszczałam Wawę, byłam tak rozbita psychicznie, że w sumie nie miałam czasu ani sił na rytuały przedwyjazdowe. pamiętam tylko, że kwitłam jak debil z wielkim, wypchanym plecakiem na Dworcu centralnym, w temperaturze minus naście i łzy zamarzały mi na polikach(jak to potem wszystko odtajało w pociągu to był sajgon).
Rytuał mam również, gdy zmieniam tylko mieszkanie, nie miasto lub kraj :]
Gdy wynosiłam się z Mostowej to zrobiłam to naprawdę filmowo. Niemal czułam te kamerę na plecach ;) Rozejrzałam się już po pustym pokoju (dziękuję delegacji kapeli HOPE za pomoc w znoszeniu gratów, znów! :D), pomedytowałam parę sekund nad tymi miesiącami, które tam przeżyłam i zamknęłam podwójne, wysokie drzwi. Dosłownie zamknęłam wtedy drzwi i rozdział życia. Czego nie przeczuwałam w tamtej chwili...
Z Puszczy wyjeżdżałam w deszczu i atmosferze skandalu. Z Poznania po cichu, tak, że niektórzy nawet po paru miesiącach od faktu, nie wiedzieli, że już mnie tam nie ma.
Chryste jak to wszystko brzmi :D
Jakbym była ostatnim antychrystem zostawiającym za sobą zgliszcza i popiół.
Tak czy siak, przewaznie był jakis mały akcent rytualny "po raz ostatni". Nocny spacer uliczkami miasta. Niby wiesz, że jeszcze nie raz odwiedzisz to miejsce, ale to już nie to samo. Kolejne rozdzialiki się zamykają. Możesz wrócić na chwilę, ale wiesz, że to już było napisane i przeczytane. KROPKA.
Żal mi opuszczać Oslo - powtórzę się.
Ale licze na to, że faktycznie to dalsza część jakiejś tam przygody dla mnie. W ten czy inny sposób przybliża mnie do czegoś mojego, a oddala od tego co nigdy moje nie było/być nie miało.

Wczorajsza wieść o śmierci Mitch'a bardzo nas nastroiła melancholijnie. Wilk z racji tego, że był naprawdę zagorzałym słuchaczem SS, a mnie jak zawsze gdy umiera młody człowiek, który tyle znaczył i tyle za soba i po sobie pozostawił. Tak myślę, że trzeba jednak być kurewsko odważnym i brać to życie za dupę i niech nawet wozić się po świecie z walizką i kotem. trudno. Bo naprawdę chujowo by było 5 sekund przed śmiercią, lecąc na łeb na szyję, mając świadomość że to już TO, pomyśleć sobie : "o kurwa mać, chujowo żyłam". Nie wiem czy coś tam jest PO. Nie wiem. Lubię myśleć, że tak. Napawa mnie to otuchą i pozwala sobie "marzyć", że Ci co przeszli na drugą stronę, ci których kochałam, w jakiś sposób nadal mają wgląd w moje życie i kto wie, może mogą trochę mi pomóc. Jest grupka osób, które tam mam, za tą "zasłoną". Miło jest myśleć, że czekają i kiedyś znów się pośmiejemy razem.

Ależ posiałam nastrój. Macie w nagrodę i na rozchmurzenie autorska przeróbke mojego ostatniego zdjęcia :P Wilk stwierdził, że wyglądam jakbym miała brodę więc On cos z tym zrobi.  Myślę, że skoro robię za syrenkę w tym kiosku, to bycie Posejdonem to już jakis prestiz i nobilitacja. Zwrócię uwage na mój złoty trójząb i goldena na szyi. I to mocarne spojrzenie! A "idz falo" powinno zostac zapisane w księdze jakiejś mądrej dla potomnych :D ;)


czwartek, 1 listopada 2012

Włajaż, włajaż

Juz się powoli zaczynam żegnać. Karton spakowany do oddania na przechowanie. W głowie ułożone co jeszcze do kartonu(książki.. :(   ) co do kontenerka z odzieżą używaną, a co do walizki(której jeszcze nie mam). Pragnę nabyć różową, ale Wilk dostaje szczękościsku na samą myśl, bo wyobraża sobie - pewnie prawidłowo, że koniec końców to On będzie tachał się z tą całą różowością przez lotniska. Przynajmniej nie byłoby histerii przy taśmie pt"która moja!!???" ta moja?? Nie to jego...a może moja!!??? On dotyka naszej walizki!! Zaraz z nia ucieknie!!! nie, to jednak nie moja" etc.etc.


 A tak naprawdę to moim marzeniem jest ta diesel'owska. Widzę ją przynajmniej 1-2 razy w tygodniu na wystawie. Jest tez w opcji czerwonej jak wóz strażacki. Generalnie boję się interesować o cenę.Ale pomarzyć można.
Ok, dowiedziałam się. 205 euro. Cóż...i tak byłaby za mała, no.

Tak więc zapewne udam się na dniach do jakiegoś nudnego sklepu, kupię jakaś nudna torbuchę w kolorze wypłowiała czerń i tyle radości.

Mówiłam, że lubię personalizować swoje rzeczy? Bardzo lubię. Walizka powinna więc być choćby obklejona w wydruki z mojego tumblr.

Zaczęłam sie też żegnać z moim licznym hmmm "szefostwem" i robi się przykro, bo serio no...robi się. Cóż mogę powiedzieć. Gdy przyjechałam do Norwegii i jezdziłam sobie ulicami Oslo, pamiętam jak w myślach mówiłam "Potraktuj mnie dobrze, Norwegio" i potraktowała. Najlepiej. Z wielkim żalem opuszczam to miasto, gdzie absolutnie obcy ludzie tak często okazywali bezinteresowną pomoc. Nie ludzie mnie zmusili do wyjazdu, nawet nie pogoda ;) Ale przynajmniej mam nauczkę na przyszłość kogo unikać i na co już nigdy więcej nikomu nie pozwolić.
Myślę jeszcze nad ost. szybkimi zakupami pt: skarpety iście norweskie.
Kto by pomyślał, już zaraz jutro piątek. Bilety mam tu obok siebie wydrukowane. Za tydzień o tej porze powinnam już być w Belgii i starać się rozdzielić dwa walczące ze sobą koty.
Najdziwniejsze, że jak niemal dokładnie rok temu przyleciałam do Oslo, to byłam pewna, że to już na zawsze. I robiłam wszystko, żeby tak własnie sie stało. Ale coż... c'est la vie. Widać nie było mi pisane. Z niejaka ciekawością zatem podążam dalej, żeby sprawdzić co jest mi pisane zatem. I z małym strachem, może paniką, że co to będzie jeśli NIC mi nie jest pisane i zostanę jak ten Żyd Wieczny Tułacz - ciągle w drodze.
No dobra, zamuliłam. Idę pooglądać obrazki na tumblr, a potem do wanny. Ostatnie dni posiadania wanny. Potem już tylko prysznic, aż do odwołania.