Raczyliśmy wrócić z wakacji.
Było ciężko, bo Belgia i Holandia ugościły nas w tym roku śliczną pogodą. Tak śliczną, że po raz pierwszy w życiu, nie opalałam się na wakacjonach, a nogi mi zbrązowiały! (myłam się regularnie).
Nagraliśmy się w oldskulową kometkę (Wilk jest badziewnym kometkowiczem, ciągle wygrywałam) i karty. Przytyliśmy też nieco, bo dzień w dzień jedliśmy ciastka.
Ciastka z budyniem, owocami, śmietanką... CIASTKA. Po belgijskich ciastkach nikt już nie śmie nazwać żadnych innych wypieków skądkolwiek: ciastkami. Są tylko jedne, słuszne ciastka i są to ciastka belgijskie.
Ciastka, ciastka, ciastka.
Czekoladki belgijskie.... jak będziecie kiedyś mieli sposobność zakupić to rzucajcie się śmiało na te polane warstewką białej czekolady, które wyglądają jak boobsy :>
Nawdychaliśmy się też leśnego, dzikiego powierza, organicznych lub nie nawozów z pól (całe kilometry)
Jak zwykle wypad do Mamy jest wypadem najlepszym i kropka.
Niestety skończyło się już, era domowych obiadków za nami(wczoraj po powrocie zagościła mrożona pizza...) Zostały nam tylko zdjęcia, a Wilkowi dwie koszulki. Bo oczywiście On coś nabył, a ja jak zwykle nic nie mogłam znaleźć. No, chyba, że liczmy żyrafę, którą Wilk wygrał na kermisie (wesołe miasteczko) dla mnie i dwie bransoletki z Boziami :)
Grubalda dostała także prezent z wakacji, co zobaczycie na zdjęciu ;)
Antwerpia, baby! Fontanna za nami jest bardzo urokliwa. Przedstawia ciało z odciętą głową. Z ust tejże głowy tryska woda, tam samo jak z osieroconego torsu(kilka strumyczków!) i kikuta ręki. Na zdjęciu nie było widać :<
Tak nas powitała Belgia i Charleroi, ale na drugi dzien juz było zacnie :)
Bardzo ambitnie rozgrywki kometkowe.
Biały, wielki, głuchy jak pień kocurek mojej mamy - Lu.
<3
Wilk i Fontanna Czekolady - czyli jak zatkać czarną dziurę w żołądku zwierza.
I znów Antwerpia i taki bardzo uroczy akcencik na szczycie jednej z kamienic.
Mama i Wilk :)
Sklep z winylami, bardzo mi się podoba logo
Jak na pare bamów przystało - fota w bramie.
Dwa zwierzaki, jeden lód.
Izabela (moja własna siostra), Sylwia i Mati :) i najlepsze malinowe piwo belgijskie z różowym kapslem.
Mistrz Grilla
Mistrz grilla w wersji: like a sir
Oceanarium <3
Nie wiem skąd ta poza, ale jest dostojnie :D nadal w Oceanarium.
tu też. z uśmiechniętą płaszczką
A tu wielka foka, która pewnie jest lwem morskim czy czyms takim.I mój mamut. Mamut i "foka" :D wybacz, Mamo ;)
Mamut chciał fotę z baobabem, a przy okazji spójrzcie na cień Wilka :P chyba źle mi to wróży na przyszłość ;)
JEST! Oto ona moja wymarzona karuzela z konikami. Nikt sie nie sprzeciwiał, jechaliśmy dzielnie. My i dzieci ;)
łiiiiii i fałdka pociastkowa już całkiem widoczna ;)
Tu następuję wygrywanie żyrafy. Panowie są bardzo przejęci.
Wilk i automat z chlebem :D tak, mają tu takie :D
Zdjęcie wklejam, gdyż wyszłam tu jak rasowe zombie, sunące przez wodę. Mam nawet odpowiednią minę i postawę.
Kebab, gdzie chcieliśmy sprzedać Izą za stado kóz. (w sensie ja chciałam)
Bardzo tajemnicza brama, pośrodku lasu/niczego, prowadząca...who knows.
Obowiązkowa focia z rąsi.
THE CIASTKA.
Targam zakupiony czarny makaron. Będzie mroczne spaghetti.
:)
Zamek i fosa z krakenem (podejrzane bulgotanie)
Robię za wabia na krakena.
Tak się nudziliśmy na lotnisku w dzien przybycia
A tu jedzą lody. Ja jeszcze trzymałam fason i linię. Jeszcze...
Gdybyście chcieli kiedyś widzieć jak wyglądałby Wilk w wersji na "poznańskiego hardcora" ;)
Wilk przymierza - my czekamy.
Przymierzona, nie nabyta. Przegrała z tiszertem Marvela z Hulkiem.
A tu zapowiadany prezent kiciowy. Obawiałam się awantury, histerii, kociego płakania. NIC. Dzwoneczek został zaakceptowany, nic nie jest ściągane, a na obróżce mamy rybki i rozgwiazdy :) Grubalda oznajmia w ten sposób światu, że jest już kotem zajętym i ma dom :)