wtorek, 31 grudnia 2013

Stare, nowe i wszystko co pomiedzy.

                Jako, ze mamy pospolite ruszenie z okazji konca roku, postanowilam i ja wzic w troki leniwa, blogowa dupe i COS napisac. Eeeee no. Wspielam sie na wyzyny z fb'ymi zyczeniami plus garsteczka osob, ktore sa szczegolnie bliskie mojemu czarnemu, zimnego sercu dostaly bardzo personalne zyczenia  plus wizualizacyjne zdjecie. Taka czasem jestem wspaniala. Potem przypomnilam sobie, ze tu tez jest kilka osob, ktore nie maja mojego "okna na swiat" jakim jest konto na fb. I stwierdzilam: a co mi tam! I tak gnije przed laptopem, napisze cos!" Ha.
               Wypadaloby podsumowac ten rok czy cos. Pamietam jak dokladnie te 12 miesiecy wstecz mialam okropny czas. Z pewnoscia plakalam w sylwestra. Generalnie sadzilam, ze 2013 bedzie najgorszym rokiem w moim zyciu, zapomniawszy, ze w sumie 2012 byl tym najgorszym poki co. Bylam zagubiona, rozmemlana, zaryczana i snulam sie nad zimowym jeziorem, ktore uwierzcie klimat mialo tak dramatycznie mroczny z tymi wszystkimi korzeniami drzew, tymi golymi galeziami pochylajacymi sie tuz nad samym lustrem wody i sama woda, ktora byla czarna jak...no jak co? jak moje serce pewnie ;)
I te mysli 16-latki, tak bardzo samobojcze wow, tak gorzkie, taki piesel wow.

Potem jeszcze z miesiac zaloby, umartwiania sie, histerii i paniki iiii done. Tak nagle sie skonczylo, jakby wszystko ze mnie wyplynelo, nie wiem..pepkiem moze? I zostala tylko taka jakas lekkosc i radosc i pewnosc, ze bedzie ok. Nie bede sie tu zaglebiac w kazdy aspekt tego czemu bylo tak zle i co sie stalo, To juz niewazne. Bo to bylo rok temu. A jak rok temu to juz tego nie ma i nalezy otrzepac rece, poprawic wlosy i isc/biec/wedrowac dalej. Wzielam sie w garsc i wzielam sie do roboty. Nad soba tez.


      2013 to rok dla mnie zyciowych przelomow. Absolutnie zmienilam podejscie do swojego ciala, do diety. Po raz pierwszy poszlam do rozum i do glowy i oto logicznie, zwyczajnie  ide powolutku tam gdzie chcialam, wygladajac i czujac sie tak jak zawsze chcialam. Wrocilam do czytania. Przestalam sie wymowkowac, ze na emigracji trudniej, ze nie mam czytnika ebookow itp. Po prostu zaczelam czytac po angielsku. Okazalo sie, ze po pierwszych minutach przestawila sie tak o i zwyczajnie ..czytam.  Jakos dziwnie zawsze sadzilam, ze to bedzie bariera ciezka i wysoka. Bo mowi i sluchac/rozumiem to inaczej niz czytac, czytac powazne dlugie ksiazki. Koniec roku zaowocowal tez dla mnie zyciowa szansa, z ktorej mam zamiar skorzystac i wyciagnac tyle ile tylko moge. Zmienilo to moje plany londynskie poki co, ale to nie koniec swiata czy zycia. Nigdy nie wiadomo. Mam pelne i glebokie postanowienie dac z siebie wszystko, pokazac na co mnie stac z ta wielka swiadomoscia, ze czeka mnie mnostwo pracy, ale tez i samorealizacji/zadowolenia/moze sukcesow hohoho.
  Poznalam tez kilka wyjatkowych osob, z ktorymi mam wszelka nadzieje miec kontakt coraz wiekszy i czestszy i dziekuje im, ze w sumie sa, ze sie pojawily, bo inspirujacy ludzie w zyciu... coz nie ma nic lepszego niz tacy wlasnie ludzie.
Ten rok tez mnie nauczyl, ze nawet kiedy mysle, ze jestem w czarnej, smetnej dupie sama, emo i w ogole umieram i nikt mnie nie rozumie, nie kocha, nie pamieta to to nieprawda. Jest pare takich osob, ludzie, ktorym sie przewijam przez mysli nawet wtedy, a moze zwlaszcza wtedy kiedy sie tego wogole nie spodziewam. I byli ze mna caly ten rok. Mentalnie  trzymali mi glowe nad powierzchnia, zebym sie nie utopila, a jak trzeba bylo to i subtelnym plaskaczem przywracali uciekajaca przytomnosc umyslu. Wy tam, WY wiecie kim jestescie i ze mowie to o Was.
 Pisze to wszystko, bo byc moze ktos mial podobnie jak ja. A moze opiero Go to czeka. i Przysiegam Wam, ze bedzie lepiej. ZAWSZE jest. Znow powtorze sie z tym co sobie zawsze mysle w chwili slabosci, w momencie gdy mysle, ze wszystko wali mi sie na glowe: "Czy za rok o tej porze to bedzie mialo jakiekolwiek znaczenie?" I uwierzcie. Nie ma. Nigdy nie ma. I to jest swietne.
   
                                                     A teraz: rok w pigulce zdjeciowej.
   Tak wygladalam  w ciagu ost. roku, poki co wchodze przypadkowym blondem w 2014.

                                                      Tak wygladaly moje tegoroczne Swieta.
                                                    Taka mamy w Belgii zime tego roku





                               Malo  spotykalam sie z Przyjaciolmi, ale jak juz sie spotykalam to bylo tak:

                                                          
                                                           Zaczelam znow rysowac ...


                                          Bylam, zwiedzilam i zachwycilam sie tym (Antwerpen) :
                                     Kupilam sobie wymarzone buty za Anormalna cene:

                                                         Mialam lepsze i gorsze dni... : ;)


 Tak widze wszystko jest plynne i po kazdym dole bedzie wzniesienie. czasem przy odrobinie szczescia to mozna na tym szczycie zostac, zbudowac se chatke i podziwiac widoki ;)
                          Z tym pioracym mozg belkotem noworocznym zostawiam Was i coz: Oby Nowy Rok byl  TYM rokiem :)


P.S. Pamietajcie, ze foty powinny sie powiekszac jak na nie klikniecie, jesli ktos chcialby z bliska sledzic kazda nowa zmarszczke u mnie ;)

piątek, 4 października 2013

Gdziekolwiek bym nie byla, TAM jestem u siebie, jak w domu...

...CMENTARZE. Olśnilo mnie ostatnio, bo własnie tak to jest. W jakimkolwiek kraju na swiecie bym nie byla, w jakim to miescie nie mieszkala, jest zawsze to jedno, jedyne miejsce, gdzie mnie ciągnie. Gdzie po przekroczeniu bramy czuje absolutny, relaksujacy spokoj. Cos jak powrot do ogrodu dziadkow, kiedy to dojrzaly juz jablka i wiesz, ze zaraz babcia zacznie piec szarlotke i na taka oto jedna, mala chwile  caly swiat sie zatrzymuje. Czas nie istnieje, a Ty jestes "uwieziony" w bezpiecznej bance.
    Cmentarze. Uwielbiam cmentarze. Gdy stwierdzilam ost. iz na cmentarzu czuje sie jak w domu, Moja Osobista Rodzicielka nazwala mnie upiorzycą.
      Musze przyznac, ze na  ta randke szykowalam sie  jak ostatnia pindzia. Od stop do glow odziana w rozne odcienie czerni(nikt nie wiedzial, ze bikery kryja zielono biale skarpetki z Kubusiem Puchatkiem...), podekscytowana cala droge, wkroczylam na starutki cmentarz w samym sercu Tilburga. Zadna pora roku nie nadaje sie bardziej na takie wizyty niz jesien. Pazdziernik jest wybitnie jesienny, tak wiec czegoz chciec wiecej. Troche przykro, ze te wszystkie cudownosci moglam uchwycic tylko za pomoca smartfona, no i ze bylam raczej malo gotycka (chociaz meski tiszert z trupia panna mloda oscylowal w odpowiednich klimatach). Idealem by bylo, gdyby cmentarz byl sporo wiekszy. Ten "moj" mozna bylo spokojnie przejsc z 20 minut. No i drugi minus, ze takie wizyty powinno sie odbywac na spokojnie, samemu moze nawet...ja za plecami mialam siostre i Prawie Malza, ktory nucac gniewne melodyjki z roznych kreskowek, nazywal mnie "Krazaca Walkiria", co specjalnie nie koresponowalo z nastrojem, ktory chcialabym uchwycic i podtrzymac na dluzsza chwile. Tak czy owak. Uparlam sie. Pojechalam. Pospacerowalam. "Ukradlam" pare zdjec. Z wielka nadzieja, zrzucalam je na laptopa, liczac ze moze ujrze jakies zablakane orby, ogniki albo dziwne smugi. Mysle jednak , ze walkiriowy Sebastian skutecznie przeploszyl mi wszelkie zjawy. Niestety.

Tak czy owak nadal zyje(po  pewnych trudnosciach), trwam i jesiennie tesknie, ot.


 Ta glowa Jezusa sprawiala niemozliwie upiorne wrazenie. Wynurzajac sie jakby znikad, z calkowiciej czarnej tafli, zdjecie oddaje moze 10% sprawiedliwosci temu jak bardzo bylo to niepokojace.
 Nagrobek z szybą. Nawet widac jak sie troche odbijam. Nie mam pojecia czy kompozycja za ta szyba zostala zniszczona przez czas czy moze wlasnie o taki efekt chodzilo.




                                                                   Czaszki, czaszunie everywhere.



czwartek, 18 lipca 2013

Mazidła, pachnidła czyli ujawniam czym się paćkam. Part I - WLOSY

                                                               Troche sie zabieralam za ten post. Od miesiecy w sumie. Nie jestem jakims ekspertem. Jakas maniaczka kosmetyczna(dobra, troche jestem przy temacie kudlow). Odkad wybylam zagranicznie moja swiadomosc kosmetyczna, ze tak ujme nieco sie podniosla. Zwracam uwage na pewne rzeczy, ktore wczesniej mialam gleboko gdzies. Nie kupuje juz w Rossmannach (chyba, ze lakiery do paznokci, ktorymi packam po  metalowych tunelach).
          W Norwegii nauczylam sie dbania o skore i wlosy na wyzszym levelu. Sprzatajac domy innych ludzi, mialam swobodny wglad w szafki z kosmetykami, co moje  baczne oko zawsze wychwytywalo i  kodowalo w pamieci. Niektore z Pan, oddawaly mi rowniez kosmetyki, ktore im nie przypasily, uczulaly lub cos innego wiec mialam przyjemnosc probowania na sobie czegos, na co zazwyczaj nie wydalabym az tyle kasy. Koniec koncow jednak nauczylam sie, ze faktycznie w tych przypadkach cena szla w parze z jakoscia i skutecznoscia.
            Niestety mam jakas dziwna skore i zadne L'oreale, Garniery czy inne tego typu rzeczy nie sprzyjaja mojej cerze. Zazwyczaj zatykaja mi pory i natychmiast moja twarz pokrywa sie warstewka potu (true story!) czego nienawidze - jak latwo sobie wyobrazic.
            Jestem tez zwolenniczka wersji : zrob to sam lub eco. Produkty jak najbardziej bazowe, ogrodkowe, kuchenne i co tam jeszcze.

 Ok. Zacznijmy od mojej obsesji - WLOSY. Wlosy sa bardzo wazna skladowa mojej osoby. Jak to kiedys pewien osobnik plci meskiej mnie podsumowal: "Kobieta idealna: wytatuowane cycki z dlugimi, rudymi wlosami." Tak... pomijajac fakt, ze akurat "cyckow" nie mam wytatuowanych i nie planuje (mysle, ze chodzilo calosc ja=kobieta=cycki), rude wlosy - opcjonalnie od momentu jak bawie sie tonerami. tak czy siak. Gdzie jestem ja, tam sa najpierw wlosy. Nie oszukujmy sie. Wszyscy je kochacie. Te moje wlosy ;) Zbieralam zawsze mnostwo komplementow za nie, na ulicy, od obcych. Tak zawsze bylo i poki co - nadal jest. od 16 roku zycia farbuje je rytualnie co miesiac-poltora. Zwykle drogeryjne farby. Zmienilo sie to 2 lata temu, gdy zaczelam uzywac tych fryzjerskich, a calkiem juz przestalam ponad 1,5 roku temu - tonery. Jedyne co to rozjasniam odrost. I tyle.

-Szampon.  Szczerze mowiac - byl jaki, bez silikonu i najlepiej przezroczysty. Ma myc i tyle. Raz na ruski rok uzyje przeciwłupieżowego - profilaktyczni.

- Odzywka. Tu juz zaczynamy. Odzywke klade ZAWSZE. Nie ma opcji, zebym rozczesala wlosy bez tego specyfiku. No nie ma. Jak z jakiegos powodu nie mam odzywki (atak zombie, puste sklepy, porwanie i zostawienie mnie w lesie bez odzywki itp) nie rozczesuje wlosow. I juz. Schna sobie same. Z odzywkami nie szaleje. Takie sklepowe moga byc. Chodzi glowie o fakt, zebym bez klopotu rozczesala kudly. Jakies L'oreale sa w porzadku, aleeeee oni sa krolami jesli chodzi o testowanie na zwierzetach - staram sie wiec unikac tegoz. Lubie uzywac intensywnej maski firmy Aussie - do dlugich wlosow. Spisuje sie wysmienicie. I naprawde fantastycznie rozczesuje po tym wlosy. Chociaz to niby maska- ja uzywam tego jak odzywki - po kazdym myciu. Zauwazalna roznica na wlosach.


- maski - fryzjerskie. Tu nie szczedze grosza. Linie fryzjerskie sa naprawde spoko. W Oslo kroluje Redken, naprawde w porzadku produkty. Staram sie tez aby nie mialy jednak silikonu, ktory na dluzsza mete wysusza kudly, no ale to juz wiemy od dawna. Maski stosuje 1-2 razy na tydzien. I ZAMIAST  odzywki. Nie przeciazam wlosow.

- inne. Inne to np.olejowanie lub zwykle wcieranie olejkow w koncowki. Uzywam zwyklej oliwy z oliwek, podobno olej kokosowy tez sie swietnie spisuje. Z Oslo przytargalam sobie olejek marokanski do wlosow - zabojczo piekny, gleboki, zapach. Az chce sie  pasek z monetami zalozyc na biodra i krecic tylkiem do dzwiekow jakichs piszczalek.
Packam tym wlosy zaraz po umyciu,  w dolne rejony, jeszcze na mokro. Zostawiam.  Ewentualnie wcieram w suche - naprawde pieknie pachna pozniej caly dzien.

Ostatnio tez kupilam olejek arganowy. Taki prawdziwy-prawdziwy Maluska, ciemna buteleczka - 50ml - 10 euro. No drogi no. Ale jest to czysty, tloczony na zimno olej. Zadnych dodatkow. Pachnie...hmmm ponoc troche jak kozi ser- nie mam pojecia jak pachnie kozi ser. Dla mnie troche tak ziemia, orzechowo, specyficznie, no ale nie oblewamy sie nim prawda? Olej arganowy stosuje rowniez na skore. Wilk mi podbiera na swoje skorne problemy as well. Swietnie nawilza. Regeneruje. Odzywia. Ponoc to najlepszy olej ever. Podstawowy skladnik w lazienkach  Kobiet Wchodu.
Ja stosuje tak (to samo robie przy oliwie z oliwek): suche, nieumyte wlosy. nakladam na kilkanascie ostatnich cm wlosow-te najbardziej suche, lamliwe. Wczesuje takim dosc gestym grzebykiem. Zostawiam. Najlepiej na kilka godzin. Myje wlosy jak zawsze. Olejowanie naprawde duzo daje. Mysle, ze moje wlosy wygladalyby znacznie gorzej bez tego zabiegu. No i mam 100% pewnosci, ze nie laduje na nie zadnej chemii. Sama natura.

Dodam jeszcze przy temacie wlosow, ze ja ich nie susze. W sensie nie uzywam suszarki. Stad moj wieczny look na topielice.Nie uzywam pianek, lakierow. Moze raz/dwa na rok. Serio. Nie znosze gdy moje wlosy sa nieprzyjemne w dotyku.Kocham  te wszystkie rozjebane wiatrem, lozkiem i inne takie fryzury, ktore wymagaja past, lakierow, pianek, woskow, ale na sama mysl o dotykaniu takich wlosow...brrrrr. Juz wole te swoje smetne wodospady.

 KOLOR-  No juz wspomnialam. Nie uzywam farby, farby od ponad 1,5 roku. Li i jedynie rozjasniacz na odrosty. Zostawiam go zwykle na jakies 10 minut(nigdy tak dlugo jak mowi instrukcja) zmywam i juz. Uzywam tonerow.  100 lat temu sprobowalam ManicPanic - fajne, fajne. Potem mialam klopoty z dostaniem, a potem pojawily sie nowe marki. W Oslo stosowalam STARGAZER. Wszelakie czerwienie. Mieszkalam ze soba rozne odcienie lub nakladalam ten sam. na moja dlugosc szlo zawsze poltora opakowania. Nie mniej, nie wiecej. Takie swobodne nakladanie - 1,5. Szczypalam sie kiedys i RAZ nalozylam tylko 1 buteleczke...hmmm.Kiepski pomysl, gdy  masz dlugie i dosc geste wlosy. Just saying.
 Na dzien dzisiejszy stosuje tonery Directions. Mnostwo absolutnie pieknych kolorow i odcieni.  Tak jak przy poprzednim, zuzywam okolo 1,5 sloiczka. Tonery naklada sie na mokre, umyte wlosy BEZ ODZYWKI!. Ja zazwyczaj zostawiam na godzine lub wiecej. Splukuje i oto nadchodzi magiczny moment, ktory dawno temu polecila mi moja fryzjerka(tak, kiedys mialam swoja fryzjerke - ufalam Jej bezgranicznie) Na samiutki koniec plucze wlosy octem. Tak OCTEM. Na oko wlewam sobie troche octu do garnuszka, dolewam wody i splukuje. Zapach wietrzeje- bez obaw.Ale odradzam romantyczne potrzasanie puklami przed twarza lubego w dzien farbowania. Ocet zakwasza wlosy. Zamyka luski. Kolor trzyma sie dluzej. Serio. A i te wszystkie szampony z filtrami do wlosow farbowanych-bardzo polecam. Wydluzyly mi trwalosc koloru o ponad tydzien, tak jak sprawdzalam.

Ja nosilam: Mandarin, Atlantic, Rubine!! i Dark Tulip, ktorego tu nie ma akurat. Najwiecej komplementow zebralam za wlasnie Dark Tulip i Rubine. Absolutnie przepiekne kolory. Komplementy w stylu : alternatywna Barbie z fioletowymi wlosami, kucyk pony, lalka, jak z tumblr etc.etc. tylko mnie w tym utwierdzily. Zabieram sie tez za wyprobowanie tonera w kolorze bialym. Oczywiscie, pochwale sie sukcesem ..lub totalna porazka ;)

No, przebrnelam. Nastepny post pojdzie o pielegnacji cery.Takiej codziennej. Wlosy zajely tyyleee miejsca, ze postanowilam nie ladowac w to juz reszty. czuje sie troche dziwnie, umieszczajac tego typu notatke, ale w sumie nie ma dnia, zebym komus nie pomogla w tym temacie wiec czemu by nie :)
 No, mam nadzieje, ze cokolwik, komukolwiek pomoglam i nie bylam za bardzo chaotyczna - co jest dla mnie normalne. Jakies pytania?


sobota, 13 lipca 2013

I am the passanger and I ride and I ride...

Polowa naszej mikro rodziny zostala wyprawiona na wakacje. Jedna do Szkocji, druga do PL. Zostalismy sami z Wilkiem i kotami. Z tej okazji teraz to Wilk   zostal Glownym Kierowca. W sumie jedynym kierowca..Tak czy siak nasza 1wsza wspolna przejazdzka wypadla bardzo dobrze. Strasznie sie stresowalam - nie bede ukrywac, ze generalnie wcale nie mialam ochoty usiasc obok Mojego Pana i dac sie wiezc gdzies tam hen i hohoh daleko. Z tej okazji, chwycilam Jego telefon, zeby zajac czyms histeryczny umysl. W ten oto sposob, mamy nasza 1wsza focie samochodowa, a ja juz drugi raz (dzis) jechalam z Wilkiem Lala. (Lala to imie Mazdy mojego Mamuta - Mamut to moja mama, wiem bywa to skomplikowane). Macie tez troche innej prywaty jak na przyklad rzeczonego Mamuta czy Izabelinde, ktorej na kilka godzin przed wyjazdem stworzylam wakacyjna fryzure. Poki co siedzimy sobie z Wilkiem w sloncu prze domem, cieszymy sie sobota i wdychamy zapach gnijacych zwlok dolatujacy sielsko z okolicznych krzakow.
Chcialam sie tez pochwalic, ze oto pada powli drugi tydzien mojego CODZIENNEGO pocenia sie z Jillian Michaels i musze przyznac, ze widze roznice..coz to bedzie za 3 miesiace? Killer body jak znalazl na zime ;)

More skull in skull.
                                                             Tadaaah!
                                                           Naburmuszona ja. Ale lody naprawde byly przepyszne.
                                                   Mamut. I "dziarra". Czyli slynny portret Mamut z dziarra.
                                                          Rabarbarowe hery.
                                                           Super sliczna tu jestem. Najlepsza. Naj naj naj. ;)
                                                  1wszy prezent na zblizajace sie ćwierćwiecze Wilka.
                                                         Izabelind. Zwany tez moja siostra, bo pamietajmy, ze mam faktycznie najprawdziwsza, rodzona siostre :D To dla tych, ktorzy zyja w przekonaniu, ze jestem rozpieszczona jedynaczka, a wiem, ze sporo takich ludzi chodzi po swiecie.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Zyjemy! Grillujemy.

Long time no see.
Niby nic sie nie dzieje, a jednak cos COS sie dzieje i tak nagle "znajduje siebie" nie piszaca notatek i w ogole jakas taka "omkłą". Brak polskich znakow tez mi utrudnia. AAAA. Marudzenie.
Tak czy siak lato szaleje, wakacje w pelni, wszyscy mamy upaly od Wysp po Pollandie, z "moja" Belgia posrodku. Nie ma co ukrywac: my swoje wakajcony juz mielismy. Tak, ten tydzien  w maju w Pozanniu to byly swego rodzaju wakacje dla nas. Sad but true. Teraz sie przygotowywujemy do wynosin(oby jak najszybszych) z kraju krow, piwa i czekolady. Ciagle sobie roje w glowie, ze bedzie to na jesien. Bo tak jakos dobrze to mi wyglada : Londyn na jesien. Nieco jak z "epoki", wiktoriansko, cmentarnie, parkowo. Z kawa na wynos w rece(wiem, przeokrutnie hipstersko, ale naprawde, naprawdeeee malo rzeczy mnie tak cieszy i relaksuje jak ten smetny szwed po miescie z kubkiem kawy na wynos. Koniec kropka. Na czym to stanelam?a tak, ze ta kawa na wynos, parki, wszelakie odmiany klonow z tymi absolutnie powalajacymi kolorami lisci. Szkoda, ze mamy tylko jendo slowo na jesien i brzmi ono, no coz..jesien. Po ang. uczyli nas w szkole iz jest to "autumn", ale ja o wiele bardziej wole slowko "fall". Az slysze ten szmer  opadajacych lisci. Ale ale zapedzilam sie. Jest ledwie poczatek lipca, a ja  juz poczulam zapach fall'a. Koniec, wroc.

Jak lato to i grille. Tez jednego popelnilismy. A tak w ogole to czas weekendowy zlatuje nam ost. na zakupach, gdyz polowa naszej 4os. rodziny wybiera sie na dniach na swoje wakacyje. Niektorzy wracaja na 3 tyg.na lono ojczyzny, a inni pedza w odwrotnym kierunku do miasta London, a potem kierunek: Szkocja. Zostajemy wiec z Wilkiem i z kotami. Watacha kotow. Mamy tez samochod do dyspozycji, troche likendowych planow, nowy gps i poki co - cudna pogode. Zamierzam pokazac Wam i sobie ;) ze moje zycie potrafi byc "priti kul". Oczekujcie wiec nawalu zdjec (Wilk nabyl nowego smartfona wiec wiecie, wkraczamy z wielkim opoznieniem, ale wkraczamy w instagramy ... ;)   ) Taaak, teraz kiedy juz wszyscy sie wystarczajaco podekscytowalismy, troche zdjec :), a tak o z wilczego domostwa.

                           Czasami kupuje zimowe czapki w czerwcu. Sczegolnie wtedy, gdy zamiast  20 euro kosztuja 4 ;) I byl taki dzien, ze moglam ja zalozyc, byl!
                                             Misiaczeeeeeeek
                                                   Glowna atrakcja grilla.
                                                                 <3
                                            Home made burgery z grilla oraz warzywa, ktore sie okazaly byc totalna porazka.
                                                      Tak plowieja/wyplukuja sie wlosy po pamietnym, totalnym różu.
                                                          Tiburg,
                                                       To Moj Mamut :)
                                                   Mistrz Grilla of kors.


wtorek, 4 czerwca 2013

Poznan miasto doznan czyli tygodniowe mini wakacjony.

 Czas tak przelecial, ze az nie wiem. Nic nie wiem. Ledwo chwile temu byl poczatek maja, potem nagle koncowka i nasz wylot do PL, a tu juz jestesmy back in da \BE i tylko siedze z lekka oglupiala.
Tydzien w Poznaniu byl tak bardzo WOW. Malo spalam, duzo sie dzialo, mnostwo ludzi, nowe knajpki, miejscowki, budynki - Poznan rosnie. Az czlowiek moze zatesknic. Jednak co sie nie zmienia to mimo wszystko mentalnosc ludzka - nadal sie tam czuje jak 1osobowy cyrk na ulicy... no i zycie-zycie. Bylam autentycznie przerazona cenami wszystkiego. A zyj tu czlowieku za 1.500 zeta miesiecznie.
Tak czy siak na tyle na ile moglam (haha) staralam sie zrelaksowac, nie martwic niczym chociaz wlansie ten tydzien i nacieszyc wszystkim.  Tak chcialam tez polecic pare miejsc w Poznaniu, ktorych nie znalam, a ktore na bank bede odwiedzac za kazdym jednym razem.

- Manekin - nalesnikarnia na Kwiatowej (tuz przy deptaku) no cos wspanialego! Nalesniory wielkie jak kola mlynskie, na slodko, na ostro, a juz fenomenem jest spaghetti nalesnikowe! Ja osobiscie wsunelam opcje z kurczakiem, kurkami i rukola i moglabym tak codziennie.

- Republika Roz - jak na moje jedna z naprawde nielicznych miejscowek gdzie sniadanie sie dostanie o 8 rano, i to takie hej i ho bardzo fensi bez nadetych cen, za to w cudownym wystroju. Szukac na Placu Kolegiackim i koniecznie brac te grillowane kanapki z kielkami, awokado i kurczakiem!


- Swieta Krowa - burgerownia, tez na Kwiatowej. Bylismy nawet swiadkiem mini pozaru (akurat plonelo zamowienie Wilka) bardzo malownicze to wszystko bylo. Burgery macie z grilla, naprawde soczyste, w swietnej bule (nigdy takiej nie jadlam!) i spoko zapakowane-nic nie cieknie, nie paprze, nie brudzi.

-Sushi 77 na Woznej przy Starym Rynku , to sieciowka, ale naprawde WOW. Zaluje, ze tylko raz zdazylismy tam pobiec przed wyjazdem, ale wrocimy tam bankowo, tym bardziej, ze dostalismy karte Stalego Klienta ;) ze szczodra znizka :)

Poza chodzeniem i jedzeniem (mogloby sie zdawac, ze generalnie tylko to robilismy), nabylismy tez stos ksiazek (sztuk: 9) czym jaram  sie niesamowicie i byly to jedne z najpiekniejszych ksiazkowych zakupow jakie mialam. Wilk wyjmowal z moich rak, kazda jedna, ktora mi sie spodobala i ustawial w zgrabny stosik, z ktorym udal sie potem do kasy... czysty, wielki dowod milosci.
 A wlasnie! Milosc. Poznan to fajne miasto na Milosc. Wiedzieliscie o tym? Na wieczorne spacery/szwedy, bez celu, siadanie na trawie, w parkach, przy fontannach. Na kawy, randki w knajpach, dlugie rozmowy. Poznajesz czlowieka, ktorego Ci "dano" jeszcze raz i jeszcze raz i ..jeszcze raz..  Otwierasz takie szufladki, o ktorych myslalas, ze albo ich nie ma albo  dawno zgubilas do nich klucz. Troche sie balam tego wyjazdu, bo to w sumie mial byc taki troche sprawdzian. Zdany, obroniony. Love kwitnie.
Tak czy owak nabawilam sie, mialam nawet raz!!! kaca, wielka sprawa po prawie 2 latach niepicia at all. Mysle, ze stan taki 0 % jest naprawde super. Jednak ten jeden kac mi przypomnial jakie sa konsekwencje paru godzin ostrzejszej zabawy - caly nastepny zmarnowany dzien.
                                     
                                No coz ja moge, ze to zawsze bylo all about tattoos & hair ;)
                                                             Wilk w Manekinie z nalesniorami a la rafaello, a na 1wszym planie moje, o ktorych juz pisalam <3 yum!
                                            Ulubiony spot do larwienia sie w Poznaniu, na sloncu.
                                                 Wilkowe rodzenstwo S&S :)
                                                      Zdecydowanie jedno z moich ulubionych ;) Jak widac Wilk zaczal w koncu wymarzony rekaw u Marcina vel |Rogala - Jazz tattoo.
                                     Bez foty z Rojkiem w Bazylu to nie liczy sie zaden wyjazd do Poznania.
                                           
                                                         No i na koniec MY - bohaterowie wyjazdu do Poznania :)

poniedziałek, 6 maja 2013

Cos dla duszy, coś dla oczu, coś dla uszu...czyli co kocham ja i może i potem Wy :) part I

Dzis zobaczylam nowy plakat 3 sezonu, jednego z wg mnie, kultowych seriali. Natchnelo mnie nieco, bo od razu wyobrazilam sobie w jakich okolicznosciach bede go ogladac. Potem spedzilam pol dnia na tumblr jarajac sie niemilosiernie, teskniac, zachwycajac, wzruszajac czy usmiechajac. I tak stwierdzilam, ze fajnie bedzie sie troche uzewnetrznic i pokazac cos o mnie.No wiecie, jakbyscie kiedys chcieli mi prezent dac ;)

Na poczatek prosze, koty, tatuaze, dlugie wlosy czyli w sumie \Grubalda i ja :


Wyzej omowiony plakat. Premiera przewidziana jest jakos pazdziernikowo. Wobec mniej lub bardziej niesmialych planow zamierzamy juz wtedy tak jakos rezydowac w miescie |London. Wyobrazcie sobie, przytulne londyskie male mieszkanko, za oknem pazdziernikowy wieczor, a w srodku goraca czekolada, karmelowe muffiny, kocyk z gatunku tych mega miekkich, kot, tajemnicze swiatelko i....

Mam tez oczywiscie olbrzymia slabosc do wytatuowanych mezczyzn. Z broda. Mniejsza, wieksza, ale generalnie to tak to jest. Nie oszukujmy sie, tribalowe ramie nie sprawi, ze spadna mi majtki ... :] Jestem strasznie wyczulona na techniczne niuanse.Nie pochwale buraka,nie bede udawac, ze jest fajnie jak nie jest. Ponizszy fot jest ku czci Mojego Wlasnego Mezczyzny, ktory w tym miesiacu zaczyna rekaw u Marcina w JazzTattoo. Nieoczekiwanie lub moze wcale nie tak nieoczekiwanie :P praca bedzie stricte w stylistyce japonskiej, stad: 
Mam tez straszna obsesje na punkcie swojego wieku. W mojej glowie wciaz mam 21 lat, a tu hohohoh... Wiec walcze kremami, kropelkami mlodosci i czym tam jeszcze i chocbym wygladala jak 5latka..to i tak :
Kolejna rzecz zatruwajaca mi zycie (i przysparzająca mi zmarszczek...) to... i tyle w temacie.Nie umiem inaczej.Macie jakies sprawdzone sposoby, zeby walczyc z cholerstwem\?
Wszystko co jest zwiazane z koczowniczym trybem zycia.|Motory, stare samochody, roadtripy, route 66, brodaci faceci (znow!) z Lana Del Rey na motorze ;). Caly ten klimat drogi..tak Klimat Drogi.

Wlasnie internet zwolnil mi niemozliwie wiec przyjmijmy, ze to koniec czesci I...druga soon :)