niedziela, 18 grudnia 2011

Sideshow i takie tam.

Wczoraj, po chwilach niepewności, zmianach planów, panice w związku z ewent.powrotem do domu, blablabla dotarłam na Sideshow, organizowany przez Pain Solution. Taki bardzo specjalny, bo przedświąteczny. Musze przyznać, że nie wiedziałam czego oczekiwać. W końcu to „freakowe” przedstawienie, tak? Haki, igły, podwieszanie, kładzenie sie na gwozdziach etc.etc. A tu prosze... nie pamiętam kiedy się tyle nasmiałam. Naklaskałam, napodrygiwałam w rytm przebojów np. z lat 80 (I need a hero...). Bombki były i brokat też. I choinka i prezenty, czapeczki mikołajowe, aniołki z bliznami, Lucky Hell połykająca miecze (cudownie piekna kobieta wg mnie). Jestem także zachwycona poczuciem humoru Norwegów. Całość była prowadzona po angielsku więc nie było problemów ze zrozumieniem żartów. Jedyne czego żałuję, to fakt iz nie ogarneliśmy nocnych busów i musieliśmy opuścić show przed końcem, żeby zdążyć na ost. T-bane. Trudno..next time, next year. Havve to przemiły człowiek. Otwarty, przywitał sie absolutnie z każdym przed przedstawieniem, a troche tych ludzi było. Co dziwne(dla mnie) na Sali były osoby takie zupełnie, można by pomyśleć „nie z klimatów”, np. kilku 40-50 latków w płaszczach i dobrych butach, a także nawet jakiś dziadzio, który nota bene wygrał czpeczkę Pain Solution :D
Generalnie publika cudownie współpracowała. żartowała, odpowiadała, było strasznie ciepło, sympatycznie..rodzinnie wręcz J
Pomiajając drobne incydenty z moim udziałem (weszłam do schowka na miotły i mopy, zamiast do łazienki i byłam bardzo zadowolona z siebie..ach, ten pociąg do pracy nawet po godzinach...a także, moje entuzjastyczne klaskanie i pohukiwanie, kiedy to jeden z performerów ściagnął  górną część kostiumu...wszystko byłoby ok gdyby nie fakt, że tylko ja i wyłącznie ja w tamtym momencie radośnie klaskałam i piszczałam....)było cudownie. Naprawde, jeden z lepszych wieczorów, jakie przyszło mi spędzic od baaardzo dawna. Ze spokojem mogę to zaliczyc do niezapomnianych wrażen, for life.
Generalnie się okazało, że Norwegowie po godzinach to zupełnie inny naród.  Pijane stada „wikingów” przemieszczały się mrozna nocą, „pod pache” po 7-10 osób, tarasujac calutkie ulice, spiewali, podrygiwali, badz stali przed modnymi klubami (prawidziwa bramka, prawdziwe barierki, pawdziwi wieeeelcy panowie na strazy) roznegliżowani przy (na moje oko) -5-10 st.C. Zahartowane społeczeństwo, nie ma bata. Zdjęc nie zrobiłam- kajam się. Licze na to, iż  ktos opublikuje i wtedy powklejam trochę, żebyście chociaż „powąchali” tego w czym ja się taplałam calutki wieczór J
A póki co, dziś niedziela, jutro ost. raz do pracy w tym roku, potem świąteczne zakupy i we wtorek lot do Poznania. Wesołych świąt zatem i lepszego Nowego Roku. J

sobota, 10 grudnia 2011

Styylóóówaaaaa, picz!

Może trochę o „stylówce” norweskiej. Mam zamiar skupić się na Norwegach-Norwegach, nie całej fali imigrantów różnych pokoleń, bo to zupełnie osobna bajka, która nijak się ma do „stylu norweskiego”.
Zarówno młode dziewoje jak i te troszkę starsze oscylujące w okolicach 30-40 lat ubierają się dość podobnie. Ma byc luzno, ma być wygodnie, ma byc casual i niezobowiązująco sexy. Przynajmniej tak ocenia to moje uczernione oko. Mamy zatem gros  katanek wojskowych, parek, obszyte futerkiem kaptury, barwy typowo jesiennio-zimowe, nie odbiegaja kolorystycznie jakos od tych polskich. Przy czym rzadko się trafia dopasowana kurtka. Przeważnie są o jakies 2-3 numery, może nawet za duże. Swobodnie sobie zwisają z ramienia, powiewają. Spod nich wyzierają takiez same przyduże swetry, bluzy, grubsze tiszerty. Wielkie czapy i tzw.”kominy” to must have. Przy czym..gołe kostki :D jest to jakiś namiętny trend, który tu obserwuje i który powoduje u mnie dreszcze. Noszą za to fantastyczne buty. Oczywiście królują emu/uggy a także...huntery. pełno hunterów.Wszedzie. Każda ma. Każdy kolor. Do wszystkiego. Rozumiem, że w tej gumie tkwi solidna góralska, norweska skarpeta, bo nie wiem jak inaczej dawałyby radę w mrozne dni. A co do tego fantastycznego obuwia to ja się strasznie jaram tymi, które noszą tzw. Bikersy. Aaaahhhh <3 Czarne, brązowe, z kożuszkiem w środku, solidną klamrą, cięzkim łańcuchem. Zawsze do rurek. Nie widziałam nigdy takiego zatrzesienia rurko-legginsów badz których z nich. Maja długie, chude nogi to se mogą. Bo własnie! Panowie tu sie ze mna sprzeczają, ale wg mnie norweżki sa śliczne! Te prawie białe włosy, lekko opalone twarzyczki, zero makijażu lub minimalnie, rozgardiasz we włosach, takie cudowne niby I-dont-give-a-fuck. Plecaki sa dużo bardziej popularne niż torby. Fakt, czuje sie jak kretyn nosząc lnianą torbe na ramie do kurtki zimowej... Oczywiście skarpety, getry : różne kolory, wzory, fasony. Czyli jak już wspomniałam kiedyś- idealny kraj dla mnie. Nawet w sklepach, niby te same firmówki co w PL, a jednak..coś totalnie innego. Lepsze gatunkowo, o losie! No to na pewno. Co do Panów... generalnie jaram sie niemal każdym „rdzennym” Norwegiem, który mnie mija. Zarosty, brody, kudłate głowy, świetne buty! Idealne spodnie..mogłabym tak wymieniac i wymieniać. Nie przepadałam za swetrami u facetów, bo to chyba jakiś uraz z PL, gdzie królują sweterki w serek w jakieś ohydne romby albo z tym mini golfikiem, zapinane pod szyję...brrrrrrrr. tak czy owak tu swetry są totalnie inne i ja tych panów w tych swetrach moge kochać :D I nawet mnie nie zraża czasem dziwne odzienie od łydek w dół czyli przykrótkie spodnie, gołe kostki :D i smieszny trzewik. Nadal ich kocham. Jakby to tak w skrócie znów... nonszanlancja. Gwiazda rocka po godzinach(stara, dobra gwiazda rocka, a nie jakiś palancior). Troche Californią czuć, trochę surferami. Jak mnie ktoś spyta: idealnie. Nadal czekamy do lata, żeby zweryfikować J
Ostatnio w t-banie widziałam dziewczyne, kobiete mysle  ubrana totalnie pod 1 kolor: fioletowy. Fioletowy płaszcz. Spódnica, buty(cięzkie), włosy, kolczyki...wszystko. Cos cudownego.  Póki co nie widziałam wiele tego typu osób, nie odkryłam jeszcze gdzie sie moga gromadzić :D, ale pare razy gdzies w tłumie mi mignęły turkusowe bądz czerwone włosy...lub jak ost.fioletowe. Tatuaże nadal mają kiepskie-tu się nic pewnie do lata nie zmieni... ;)
Jakby ktoś był ciekaw, dodaje parę typowo norweskich stylówek (znalezione na necie), a tu prosze najpopularniejsze firmy, w które się odziewają wszyscy:
-stary dobry H&M
-BIK BOK
-Carlings
-Buty Timberland
-Cubus
-Roxy









                                                                  Tak przetypowo już.Grupowo.






Jakby ktoś chciał kopiować ;)

One naprawdę są takie ładne albo moje oko tylko takie rejestruje :D 

sobota, 3 grudnia 2011

Ostatni słoneczny dzień?

Korzystając z ostatniego chyba naprawde pieknego dnia, poszłam wczoraj na miacho. Porobiliśmy wspólnie trochę zdjęć. Dziś mam zakwasy, bo trzymanie takiego sprzętu tymi „małymi ręcami“ to naprawde wysiłek (jakkolwiek beznadziejnie by to nie brzmiało). Generalnie foty popełniłam na Aker Brygge czyli na nabrzeżnym centrum. Są tam zarówno zabójcze mieszkania jak i centrum handlowe, wuchta knajpek no i port. W porcie jak to w porcie imprezowe jachty, malutkie krypy w sam raz na wyprawę z kilkoma przyjaciółmi  na wodnego tripa między wysepkami, całkiem miłe promy w charakterze wodnych busów i masa innych motorówek, katamaranów, kutrów etc.etc. Sami ocenicie czy to przyjemne miejscówka. Oczywiście latem to wygląda zupełnie inaczej. Jest tłoczno, gwarnie, wieczorami pełno imprez, muzyka, hałas, światła Oslo, mewy :D
Nota bene nie wiedziałam, że te cholery są takie wielkie! Mam na myśli mewy. I bezczelne i sprytne. Gdzieś tam niżej będą foty mewy-wyjadaczki ze smietnika.
Potem poszliśmy na miacho-miacho. Robiło się już troche ciemniej( no wiecie 14 po południu w końcu się zbliżała). Jednak nie było na tyle ciemno, żeby robić fantastyczne foty poprzebieranego świątecznie Oslo. To innym razem. W międzyczasie możecie sobie obejrzeć wystawę  sklepu z zabawkami. Cos pieknego. Mega wielki i te zabawki !! Staroświecie domki dla lalek, karuzele, stylizowane na gotyckie wóziki dla lal, samochody jak za starych dobrych lat, a także calutka kraina wyjęta prosto niczym z marzeń sennych małych chłopców i dziewczynek. Przystaję tam ile razy wybieram się do portu.
Zdjęcia „stylówek“ Norwegów będa dośc trudne, bo zanim ja wyjme tę kolubrynę zwaną aparatem, uruchomię, nastawie i wymierze w obiekt to tenże obiekt już dawno powiewa mi kurtką czy szalikiem gdzies tam hen 185 km za/przede mną. Jednak będę się starać. Oczywiście w samiutkim centrum mimo, iż piątek był przedpołudniowy/wczesno popołudniowy było już pełno ludzi. Kafejki, puby zapchane. Naprawdę tam trzeba iśc chyba zaraz po 12 w południe i zająć strategiczne miejsca. Dzieki Bogu za pustego Burger Kinga  :P
Dziś za karę pada i wieje. Martwy po przebudzeniu mógł podziwiać pralkę za oknem, w ogrodzie. Gdy się kładł w nocy nie było jej tam. Wywalone kubły, deszcz padający niemal poziomo – ach urokliwe Oslo. Wygląda na to, że spędze ten dzień sprzątając, piorąc (fajnie jest miec suszarkę do ciuchów) i gnijąc na necie. Co jest smutna alternatywą, bo wolałabym poczytać zakopana z kotem pod kocem, pijąc jabłkowo-cynamonową herbate w kubku księżniczki.
Póki co zabieram się za robienie obiadu (krewetki i coś – Martwy miał iść na ryby... :] ale cóż.. Bozia chciała inaczej, ekhm) Udanego weekendu stwory.
















 Miałam udawać prezent pod choinką, ale straciłam równowage i klapłam na dupe.

 Spryciarrra








 Mega fajowy sklep erotyczny :D wszyscy tam wchodza i nikt sie nie czai :)
                                           A to już widok z jadalni von pokój tv :)


I ja :)

edit: Widzę niebieskie niebo. Wiatr zrobił swoje.