środa, 25 stycznia 2012

Misz-masz, czyli bez tematu

 Pochorowało się dziecko. Czyli siedzę w wyrze, aparat leży odłogiem, ale chyba wybiorę się w łikend trochę pofocic zaśnieżoną Norwegię, bo czuję wyrzuty sumienia, iż ost. notatki były bezfociarskie.
Póki co wychodząc z domu do pracy zapadam się PO kolana w zaspach, co jest całkiem nowym doświadczeniem dla mnie :) i dla moich rebli było nie było ;) Zabawnie jest również przy ruszaniu samochodem z tych zasp. prawdziwe rodeo. A jakie driftyyyyy!! panieeee! <3 Uwielbiam jezdzic samochodem z moim tatą. Zaczynam się również bojowo nastawiać, żeby się wybrać do studia tatuażu, do którego dostałam osobiste zaproszenie<lans> w celu "zapoznania nowych znajomych"<cytat>. Ile można siedzieć w łikend w domu :/ Upijanie się na skajpie ma swoje zabawne strony, ale wolę już mieć kaca po czymś bardziej namacalnym.
Myślę, że któraś z najbliższych notek potraktuje trochę o wnętrzach "wikingowskich". Popytam, może pozwolą mi robić zdjęcia swoich mebli czy co ciekawszych rozwiązań wnętrzarskich :) Powolutku też zaczynam spoglądać w stronę szkicownika. Chyba będę go wozić ze sobą, bo najlepsze pomysły mam w tramwaju lub Tbanie o czym oczywiście zapominam jak tylko zdejmę buty w domu. Tak czy owak Oslo działa dość ożywczo na mój umysł,a to tylko zima :) Czekamy na wiosnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz