czwartek, 13 marca 2014

London calling. (duuuzooo zdjec)

              Moze to takie troche dziwne w Europie XXI wieku, ale nigdy nie bylam na Wyspach. Żadne Londyny, żadne Szkocje, Irlandie, nic. Jakos w moich emigracyjnych wojażach omijałam taka oczywista oczywistość jaka jest miasto London i na pytanie: dlaczego w sumie nie wyjedziesz do Anglii, wszyscy przecież tam jada. Odpowiadałam: No wlasnie. WSZYSCY. To znaczy, ze ja absolutnie nie moge. (syndrom upartej kozy z dzieciństwa). Ale jak to mówią...przyszła koza do woza ;)
             Londyn to owoc przyjazni, ktora narodzila sie 2-3 lata temu miedzy Właścicielką bloga http://tattoocookbook.blogspot.be/, a mna. Tak, tak poznałyśmy sie właśnie tu, na tych norweskich wypocinach. Przez dugi czas kontakt miałyśmy sporadyczny, tylko przy okazji nowych notatek na obu blogach. Aleeee jakies pol roku temu mnie natchnęło i zażądałam ;) jakiegos fb czy czegos podobnego. Mowisz - masz. I sie zaczelo. Oh Boziu. Marta jest cudowna tatuatorka. Niesamowicie skromna, a powinniście zobaczyć Jej niemożliwe portrety gwiazdorskie. Cudne. W kazdym razie, czasem nawet i zalatany tatuator ma troche czasu i wtedy wlasnie prowadziłyśmy dłuższe lub krótsze emocjonujące rozmowy na fb czaciku. Oprocz najmilszej osobowości na świecie, Marta posiada tez męża. Ten oto Maz wpadł na szatanski pomysl aby z okazji zblizajacych sie urodzin Marty sprawic Jej dość niebanalny(a jakze ryzykowny!) prezent urodzinowy - nas :D Do ostatniej chwili udalo sie utrzymać calutka operacje w ścisłej tajemnicy, az nieszczęsny Evil Chef pękł jak przejrzały pomidorrrro i wypaplał wszystko (pozdrawiam Cie Mateuszku :D ) Tak czy owak przybyliśmy. Droga naziemna, a czasem i podziemna, poniewaz za magiczny, latajcy dywan z Belgii do Anglii robil nam Eurostar - pociag z Brukselki do Londynu (2 godziny!!!), z czego 30 minut odbywasz pod powierzchnia wody, tunelem. Przy takiej prędkości i głębokości błędnik i uszy szaleja- zalecam żucie gumy, chociaż i tak średnio pomaga. Na Londyn wypadły nam 3 dni. Idealna przystawka przed głównym daniem - dłuższą wizyta. Powitała nas cudna pogoda, nieco wietrzna i następnego dnia niebo zaniosło sie chmurami, ale jak na angielskie klimaty i tak bylismy potraktowani naprawdę ulgowo.
         Coz ja moge powiedzieć. Błyskawiczne odwiedziny u Vincenta (niestety moich ukochanych Migdałowców nie widziałam), niesamowite sushi z okazji urodzinowej kolacji w fensi wnętrzach, odkryty przypadkiem prawdziwy MoominLand (Marta jest wielka miłośniczką tych skandynawskich stworzeń), nocny Big Ben i China Town, Cmentarz Highgate, ktory wg mnie jest perłą Londynu i naprawdę jak dla mnie to bylo ukoronowanie londyńskich wojaży. Jesli jest w Was chociaż pare procent malego creepersa to punkt obowiązkowy w wycieczce do London City. Sklep Doktora Who (dla zorientowanych), którego wielkim fanem jest z kolei Sebastian. Absolutny mistrz - fensi burgerownia Hache ( frytki ze slodkich pyrkow!) i iscie angielski pudding  z sosem, ktory skradl mi serce na amen. Angielskie śniadania zarówno normalne jak i w wersji wege - mistrz. Szczególnie to wtorkowe, spożyte we wnętrzach typowego pubu angielskiego. Sklepy, sklepy, sklepy. Po Oslo, Antwerpii i holenderskich dużych miastach myślałam, ze jestem juz dość światowa i nic mnie nie zaskoczy/zachwyci na arenie zakupowej. Coz ja wiedzialam o życiu i shoppingu??!! NIC. Londyn szkołą zakupów.
              Z wielkim żalem i smutkiem staliśmy w kolejce do  odprawy, bo naprawdę nie dość, ze 3 dni to tak bardzo mało to jeszcze jednak: Londyn. Miasto pokazało nam sie z jak najlepszej strony.  Nie kryło niczego. Przyznało sie do brudnych ulic, dzikiego trafficu, straszliwych naganiaczy restauracyjnych w hinduskiej dzielnicy ( strasznie cenie sobie swoja przestrzeń osobista i robię sie niemal chora, gdy ktoś mi ja zakłóca, włazi z butami i sie nadziera. Szczególnie, gdy jest to osoba całkiem mi obca. Jestem Panna Niedotykalska nawet dla rodziny i najbliższych znajomych i cudem w niebiesiech jest, gdy to ja kogoś przytulę, dotknę czy jakkolwiek inaczej zakłócę okolice okolocielesne innej osoby. Musze sie wtedy naprawdę swobodnie czuć przy takiej osobie wiec taki hinduski wrzaskun w liczbie około 8-10? Na przestrzeni 100 metrow robi na mnie kolosalne wrażenie.  Emocjonalne zabarwienie ujemne.) Jednocześnie odsłaniając te swoje mankamenty, Londyn ukazał calutka paletę zalet. Na tyle, ze umieram z ciekawości jak wygląda londyńskie lato czy jesień ;)
        
           Chciałabym straszliwie mocno podziękować Marcie i Mateuszowi ze cale pokłady gościnności. Za zupełnie niebanalny i nieoczywisty Londyn. Za te wspólne śniadania i obiado-kolacje, spacery, zakupy, rozmowy i ploty do 2ej w nocy. Za cale kilogramy przydatnych informacji, wiadomości. Świat powinien miec więcej takich Mart i Mateuszy, bo może wtedy byłby nieco lepszym miejscem. Bardziej otwartym, ufnym, szczodrym, takim szczerze rozchichotanym  ;) Od tej pory kocham internet, bo sprezentował mi jednych z najlepszych ludzi, jakich miałam przyjemność i radość poznać. Jeszcze raz olbrzymie DZIEEE-KUUU-JEEE-MYYYY. I do następnego, najszybszego razu. Oraz za jakis czas zapraszam do niedocenianego przez świat Poznania, gdzie będziemy sobie póki co rezydować.
  
                Marta, przez Ciebie Londyn będzie dla mnie zawsze pachniał jaśminową herbata.

  a teraz focie:

                                              Camden'owe koniki tez potrzebują czułości.
                                            Strasznie nie lubię pozować do zdjęć na tle czegoś.Takie typowe tripowe foty bardzo mnie peszą wiec...
                                        W odwiedzinach u Vincenta i chyłkiem trzaśnięte foto. Widać jak się napawam "krabami"
                                               Sklep Doktora Who. Sebastian wszedł do środka drąc się ze zdziwieniem" It's bigger on the inside!!" na co sprzedawca odparł  " Oh how original" z uśmiechem ;)
                                                  Najlepsze Psiapsiółki ever. Kto by pomyślał, ze martowy mąż i mój małż tak się zgraja.
                                         Oto ja w środowisku naturalnym dla przedstawicieli mojego gatunku -  Highgate Cementary.
                                           MoominLand. Sklep dla i o muminkach. Raj dla Marty.
                                                        Stadion Zachodniej Szynki.
                                                       Londyn kwitnie.
                                                         Sebastian i Jego ukochana Tardis. Jest to oryginalna Tardis z serialu :)
                                              Sebastian ma problem z kadrowaniem i stad koń zgubił uszy, aleee patrzcie na te włosy! ;)
                                                                  Highgate cementary.
                                                 Best of the best.
                                                        Jaśminowe love.
                                                     norweskie dzienniki&tattoocookbooki :)
                                                     Candy Princess. To sklep M&M'sow Caly z i o m&m'sach. M&m'sy na kilogramy, wszystkie kolory i odcienie. Maja tez mmsowa bizuterie :D, maskotki i ubrania.
                                                         Małż i Maz. Wolf and Evil Chef.

                                                      Klimaty Camden.
                                               Pierwsze co widzisz przekraczając bramki na dworcu brukselskim dla Eurostar.
                                          Zupełnie pierwsze co widzieliśmy po wynurzeniu się z tunelu pod kanałem na Wyspy :) Anglia po raz pierwszy.
                                          To już było dowidzeniowe zdjęcie i tak sie trzęsła ręka, ze zdjęcie nijak ostre nie wyszło
                                              Najlepsze  cappuccino mojego życia - Brukselka dworzec główny.
                                                       Taki reunion.
                                               Tatuatorka i Szef Kuchni.  Idealna para wg pewnej Pani z banku ;) I nie tylko wg Niej.
                                               Sushi time!
                                                Mateusz jest największym gentlemanem jakiego poznałam. Nalewał nam sosu sojowego, a także herbatki jaśminowej bez pytania/proszenia! <3
                                              Sebastian nazywa to "mina na Chodakowska" ;)
                                                  :) M&m'sowy shop.
                                                   I looooveee candyy.
                                               Nocny rzut okiem na Wielkiego Bena. Dla pewności w tle mamy przemykający czerwony autobus. Na pewno jesteśmy w Londynie.
                                                  King's Cross.
                                                   Hache. W jednej z tych fancy burgerowni Mateusz jest Szefem Absolutnym Kuchni :) To tu zakochałam sie z frytkach ze slodkich pyrkow i angielskim puddingu.
                                           Pudding angielski czekoladowy w sosie z gałka lodów waniliowych.
                                          Perspektywa autobusowa.

 Teraz troche Highgate. Tak puszczam to osobno, bo naprawdę sie należy. Cmentarzysko składa sie z dwóch części.  Zachodniej i Wschodniej. Na obydwie części wstęp jest platny. Przy czym na Zachodnia ( ta oczywiście wspanialsza) wchodzi sie tylko z przewodnikiem. My mieliśmy fantastycznego Mr Simona i jestem pewna, ze urodził sie aby byc kustoszem/oprowadzaczem na Cmentarzu Highgate. Wstęp na wschodnia cześć kosztuje 3 razy mniej, jest ze tak powiem samowolny i lezy tam np. Karl Marx. Nota bene całkiem sporo polskich mogił tam sie znajduje. Obydwa cmentarze sa fantastyczne, leżą w przecudnej okolicy i naprawdę warto odwiedzić i poznać historie niektórych nagrobków. (dotykałam starej trumny :D z lokatorem .. :> ) Zdjec mam 3 razy tyle co wrzuciłam - mam litość nad Wami. Wiem, ze  porażająca większość ludzi nie dzieli mojej miłości i pasji do cmentarzy, zwłaszcza tych wiktoriańskich. (nie rozumiem Was! )

                                                      Chlopcy sie bawia w Circle of Lebanon.


                                                     Czymże byłby wiktoriański cmentarz bez kamiennych aniołów.

                                                    Jeden z moich ulubionych.




                                                     Na cmentarzu jest parę elementów zwierzęcych. Ten akurat z miłością strzeże grobu swego Pana.
                                                 Marta tez tam była ;)

                                          Krotko, zwięźle i na temat. Moze być słabo widać, ale te wycięte kształty w płycie to litery, które układają sie w słowo DEAD.







1 komentarz: