Halloween.
Ci co mnie znają, wiedza, że mam wielkiego zajoba na tym punkcie. Horrory (ale te ze smaczkiem! za slasherami nie przepadam, won Piły i hostele!), opowieści z dreszczykiem, wydrążone dynie i na tony czarownic. Bardzo zazdraszczam Amerykanom tego nastroju jesiennego, tej całej otoczki. Jakoś nigdzie indziej tak się nie przyjęło, chociaż wiem, że całkiem spore grono osób by sobie tego życzyło.
Tak czy siak dziś po kiepskiej nocy, smętnym wieczorze dnia poprzedniego i smutnym poranku, postanowiłam dać sobie odpocząć myslom. Powinnam niedługo stac sie szczęśliwą posiadaczką 3 filmów z Vincentem. Zamierzam zmusić kota do oglądania tegoż ze mną, ukryta pod kołdra i kocem. W ramach buntu, na piżame założyłam sweter i tak będę dziś trwać.
W takich chwilach tęsknię trochę za TV (nie mam, nie oglądam juz kilka dobrych lat) i za np. takim maratonem horrorów.Wyobrazcie sobie te piekna czołówkę czarno-białą na ekranie! Te muzykę! Świadomość, że właśnie na kilka godzin zniknie calutki smętny świat, gdzieś tam w poświacie szklanego ekranu. Do tego dzbanek herbaty na podgrzewaczu, jakieś mikro podgryzacze, wielkie ciepłe skarpety, koc... bajka <3 Fajnie, nie?
Tak czy siak to moja dzisiejsza sobota. Nadchodzi dość ciężki tydzień dla mnie, pod wieloma względami i przyznaje, że się zwyczajnie boję. Dlatego teraz dam się poprowadzić Vincentowi w nieco bardziej tajemne krainy i odmienne uczucie strachu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz