czwartek, 1 listopada 2012

Włajaż, włajaż

Juz się powoli zaczynam żegnać. Karton spakowany do oddania na przechowanie. W głowie ułożone co jeszcze do kartonu(książki.. :(   ) co do kontenerka z odzieżą używaną, a co do walizki(której jeszcze nie mam). Pragnę nabyć różową, ale Wilk dostaje szczękościsku na samą myśl, bo wyobraża sobie - pewnie prawidłowo, że koniec końców to On będzie tachał się z tą całą różowością przez lotniska. Przynajmniej nie byłoby histerii przy taśmie pt"która moja!!???" ta moja?? Nie to jego...a może moja!!??? On dotyka naszej walizki!! Zaraz z nia ucieknie!!! nie, to jednak nie moja" etc.etc.


 A tak naprawdę to moim marzeniem jest ta diesel'owska. Widzę ją przynajmniej 1-2 razy w tygodniu na wystawie. Jest tez w opcji czerwonej jak wóz strażacki. Generalnie boję się interesować o cenę.Ale pomarzyć można.
Ok, dowiedziałam się. 205 euro. Cóż...i tak byłaby za mała, no.

Tak więc zapewne udam się na dniach do jakiegoś nudnego sklepu, kupię jakaś nudna torbuchę w kolorze wypłowiała czerń i tyle radości.

Mówiłam, że lubię personalizować swoje rzeczy? Bardzo lubię. Walizka powinna więc być choćby obklejona w wydruki z mojego tumblr.

Zaczęłam sie też żegnać z moim licznym hmmm "szefostwem" i robi się przykro, bo serio no...robi się. Cóż mogę powiedzieć. Gdy przyjechałam do Norwegii i jezdziłam sobie ulicami Oslo, pamiętam jak w myślach mówiłam "Potraktuj mnie dobrze, Norwegio" i potraktowała. Najlepiej. Z wielkim żalem opuszczam to miasto, gdzie absolutnie obcy ludzie tak często okazywali bezinteresowną pomoc. Nie ludzie mnie zmusili do wyjazdu, nawet nie pogoda ;) Ale przynajmniej mam nauczkę na przyszłość kogo unikać i na co już nigdy więcej nikomu nie pozwolić.
Myślę jeszcze nad ost. szybkimi zakupami pt: skarpety iście norweskie.
Kto by pomyślał, już zaraz jutro piątek. Bilety mam tu obok siebie wydrukowane. Za tydzień o tej porze powinnam już być w Belgii i starać się rozdzielić dwa walczące ze sobą koty.
Najdziwniejsze, że jak niemal dokładnie rok temu przyleciałam do Oslo, to byłam pewna, że to już na zawsze. I robiłam wszystko, żeby tak własnie sie stało. Ale coż... c'est la vie. Widać nie było mi pisane. Z niejaka ciekawością zatem podążam dalej, żeby sprawdzić co jest mi pisane zatem. I z małym strachem, może paniką, że co to będzie jeśli NIC mi nie jest pisane i zostanę jak ten Żyd Wieczny Tułacz - ciągle w drodze.
No dobra, zamuliłam. Idę pooglądać obrazki na tumblr, a potem do wanny. Ostatnie dni posiadania wanny. Potem już tylko prysznic, aż do odwołania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz