wtorek, 10 lipca 2012

Gdzie jemy/pijemy w Oslo

Tyle ciągle wrzucam tych zdjęć kaw/jedzenia, że równie dobrze mogę się podzielić swoja wiedzą na temat tego, gdzie możecie wpaść na kawę/smoothiesa/śniadanie/muffinkę/etc.etc. gdybyście kiedyś "zabłądzili" do Oslo :)
Pomijając fakt, że Oslo jest 1 lub 2 najdroższym miastem na świecie (nigdy nie wiem, ciągle zbieram sprzeczne info) i musicie się przygotować na to, że za dużą, fajną kawę i jakieś ciacho, w dobrej kawiarni zapłacicie ok 100 koron. Plus minus. Czyli jakieś 5 dych. Plus minus.
Zwykłe kawy takie "w biegu" przed pracą to jakieś 20-30 koron. Dostaniecie je praktycznie w każdym ichnim kiosku. Jak Narvesen czy 7eleven czy Deli de Luca itp. Sklepiki te praktycznie można znaleźć na każdej ulicy, centrum jest wręcz nimi obłożone i nie ma opcji, że ich nie zauważycie. Kultywowana w nich jest samoobsługa czyli sami sobie dusimy guzik w ekspresie ;) Można kupić do tej kawy np. bolle (ichnie bułki na słodko) polecam z czekoladą - poezja(przeważnie są ciepłe) i wtedy zazwyczaj są jakieś rabaty na łączny zakup kawy i "bolli" bądź kawy i 3 bolli, o!

Jeśli już jednak chcemy sobie kulturalnie klepnąć z tyłkiem i spożyć jakąs lepszą kawe z pianką, cynamonem, śmietanka blablabla to z mojej strony polecam Kaffeebrenneriet i Wayne's Coffee. W tej pierwszej mają świetne latte, a w drugiej zabójcze frappe karmelowe ( i bułeczkę cynamonową!!) Sami sobie słodzimy, cynamonimy, dodajemy kakao do woli, w kąciku kawiarni, po otrzymaniu upragnionej kawy. Oprócz kaw itp. jak już wspomniałam maja też spory wybór słodkości. Mnóstwo muffinów(wszystkie pyszne), bułeczek, serniczków. Jest też coś "na ostro" czyli tak naprawdę po prostu nie na słodko i są to różne sałatki lub kanapki z kiełkami, kurczakiem, serami, do woli co tam się chce. Pieczywo przeważnie pełnoziarniste.

Kiedy jesteśmy nieco bardziej głodni albo ja jestem przed okresem (czyt. nie ruszę nic słodkiego) to póki co mamy 3 opcje:
- Night Hawk Dinner - już opiewany przeze mnie w innym poście. Godny epopei narodowej, większej niż Pan Tadeusz. Miałam przyjemność zjeść tam sałatkę cesarską z kurczakiem (miód), spróbować szejka waniliowego(poezja), a także skonsumować olbrzymie i najlepsze śniadanie jakie jadłam kiedykolwiek. Do tego ginger ale i jesteśmy w niebie. Ceny mają adekwatne do Oslo, ale w ogólnym rozeznaniu nie są one porażające (nie przeliczajcie na złotówki, bo dostaniecie udaru). Za śniadanie dla 2 osób- naprawdę duże(zdjecie poniżej)kawę (nieskończona dolewka <3)  wspomniane już ginger ale z limonką zapłaciliśmy niecałe 400 koron. Wiem, wiem jak to wygląda po przeliczeniu na złotówki. Ale jak sobie uświadomimy, że średnia płaca tutaj to jakieś 20-30 tys.koron miesięcznie to naprawdę nie wychodzi tragicznie. czasem można :)

- bary sushi. Dotychczas byliśmy chyba w 3 lub 4 i wszędzie było jak najbardziej spoko. Po żadnym nie było rewolucji żołądkowych czy skamieniałych min w trakcie jedzenia. Pokusze się więc o stwierdzenie, że gdzie by sie na to sushi w Oslo nie poszło - będzie dobrze. radzenie kierować się specjalnie wyglądem lokalu. Że jak fensi wystrój i bambus w tle to będzie lepsze od tego gdzie na wystawie mamy chiński lampion i reklamę coca coli. Jasne, mood w trakcie jedzenia jest ważny. Ale spróbowaliśmy zarówno tych fensi jak i chińskich lampionów ( pamiętając, że sushi to niespecjalnie Chiny ;) ) i było tak samo smaczne, jak nie nawet lampiony lepsze. Na naszą dwójkę taka sushi wyprawa to jakieś 150 koron z piciem, ale my przeważnie nie idziemy tam wielce głodni. Bardziej na "smaka". Myślę, że na głodniaka i we dwójkę to 250 koron styknie.
Wskazówka oczywista : im bardziej w centrum tym wyższa cena. Nawet o 50 koron. Było nie było. Warto uskutecznić 10 minutowy spacer w głąb jakiejś dzielnicy :)

- tureckie bary. Szybko, w miarę tanio, smacznie. Na Gronlandzie oczywiście jest tego najwięcej. Multi kulti dzielnica wita całym szeregiem takich knajpek czy barków. My mamy swój ulubiony w samiutkim centrum. W takiej nazwijmy to "rotundzie" trudno przeoczyć ten okrągły budynek z knajpkami, kawiarniami i... dewocjonaliami.  Obsługa jest męska i turecka ;) jak mniemam.Porcje są duże, warzywa świeżutkie, dania wegetariańskie i wegańskie też. Dwie osoby za 200 koron nafutrują się aż miło.

 Wszędzie bez problemów język angielski. Weganie/wegetarianie/bezglutenowcy będą zadowoleni, bo w kawiarniach, o których pisałam znajdą coś dla siebie. Ceny - wiadomo. Podałam. Na realia polskie to jakiś kosmos, ale jak się jest tu na miejscu i zarabia/żyje to jest ok.
Ja, niestety przywykłam do kawy na mieście i burżujsko, moja własna w domu już mi nie smakuje.
Świetne też jest to, że każdym z tych "kiosków" jak Deli de Luca czy inne 7eleven podgrzeją Ci jedzenie. Kanapkę, ciastko czy kurczaka po chińsku :)
Będę dalej zgłębiać w miarę możliwości finansowych :D , miejsca w Oslo i się podzielę informacjami, bo skąd inąd wiem, że sporo z Was sobie tak myśli o choćby wizycie w mieście wikingów :)

                                    Śniadanie najthołkowe. Tosty, domowej roboty pikantna kiełbaska (mięso organiczne!), dwa jajka-dowolny styl, frytki(ale takie prawdziwe!), chilli <3, bekon i trochę zieleniny. Wciągnęłam dokładnie takie samo.
                                                  Ginger Ale z limonką - coś pysznego!
            Cynamonowa muffinką - bułeczka i mocca. Kubki sa olbrzymie, myślę, że trochę mniej niż pół litra mają. Trochę. Wayne's jak widać napis na kubasie.
                                    Bad boys tattoo jak widać, gdzie wskazuje drogowskaz ;)
                           Mokry kot, mokry kot. Czyli Grubalda po spacerze.
                                          Grubalda i Jej magiczny dywan.
                                  To konkurencja dla kota, który przemierza kosmos na syntetyzatorze.
                                                                <3



4 komentarze:

  1. Madźź daj znać jak będziesz w Niderlandach :)
    Paproszę już tutaj siedzi od prawie 3 tygodni

    OdpowiedzUsuń
  2. to śniadanko wygląda meeeeeega zachęcająco! ;)

    OdpowiedzUsuń