niedziela, 7 października 2012

Spacerowawszy

Dziś wybrałam się z rana na samotny spacer. Oczywiście jak zwykle, gdy spaceruje NIE po centrum, to się gubię. Te wszystkie uliczki na wzgórzach - nigdy nie wiesz, która jest ślepa  a która jakimś przesmykiem prowadzi gdzieś tam. Więc szłam, zrobiłam wielka pętlę i do niemal samego końca nie byłam pewna czy nagle nie okaże się, iż wyjdę gdzieś po drugiej stronie lasu.
Tak czy siak. Spacer idealny. Pomógł na ból głowy i smutne/złe myśli  Znalazłam jakiś dziki punkt widokowy, gdzie zabawiłam kilka minut, gdyż chodzenie pod gorę ponad 40 min. bez przerwy nie jest moim namiętnym hobby. Jak widać na fotach, pogoda dopisała i jest już iście jesiennie. Nawet byłam bardzo tematycznie i pod kolor ubrana, ale niestety, po drodze nie było żadnego wielkiego lustra, żebym znanym i lubianym "szotem do lustra" mogła uchwycić mój ałtfit.
Teraz by się aż prosiło o szarlotkę ze śmietanką i kawusię, ale jakoś tak, no nie mam. Wiec będzie "gorąca czekolada", która w żadnym wypadku gorącą czekoladą nie jest, a napojem czekoladowym na ciepło. Brak mi też niedzielnych wypadów po ciacho do cukierni, własnie szczególnie teraz jesienią. Za to od tygodnia wpieprzam jak głupia chrupki serowe więc spodziewajcie się spodziewanego :] - będę balcesonem już wkrótce, jak się nie opamiętam.



 Widok na zatoke i Oslo. To tu dostawałam palpitacji serca z wysiłku.

                          A tak wyglądało wczoraj z rana. Mgła i przedzierające się słońce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz