piątek, 25 maja 2012

Oslo - miasto bzów.

Naszła mnie taka myśl dziś, że Oslo to miasto bzem stojące.
Pachnące też.
Coś pięknego. W samiutkim centrum pełno kwitnących bzów. Ulice dosłownie zawalone ciężkimi kiściami. I ten zapach... <3 Stawiłam się dziś standardowo trochę przed czasem do pracy i miałam chwilę na spacer ulicą, której jeszcze nie znałam. Cicha, zalana słońcem i..bzami. Przepiękne drewniane, strzeliste domy - zazdrość milią.
 W standardzie wróciłam do domu, ogarnęłam nieco burdello (taaaaaaaak, mieszkaj z 5 facetami...), pobiegałam na orbitreku (w tym upale! Czuję się jak bohaterka!), wchłonęłam kombinacje własną: granola, nat.jogurt i świeże truskawki i nastawiam sie psychicznie na ostatnią pracę dziś - nówkę sztukę. Istnieje szansa, że Pan Właściciel to jakiś perwersyjny morderca i to mój ost. wpis tak więc jak nie wrócę to..nie wrócę.
Grubalda nabrała "ciekawego" zwyczaju uciekania na dwór gdy tylko zobaczy otwarte drzwi. Kamufluje się pod tarasem, skąd nijak Jej nie wydłubiesz, a co dzieje się potem..to już wielka tajemnica, bo Grubalda wraca po kilku godzinach zestresowana, na traumie i parę dni mamy spokój z uciekinierką, aż do następnego razu... Opętana kocica no.



                                                             Om nom nom (czy jak to tam się pisze)
                              A takie ciekawe zabawki dzieci mają. Nawet jest stosowny napis na kombinezonie - różową czcionką PUNK. Żeby już nie było wątpliwości (zielony irokez to za mało)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz