sobota, 9 czerwca 2012

Sushi i zakupy.

Czasem trzeba się odchamić/zrobić coś innego/nie iść do BurgerKinga na "randkę"/etc.etc.
Postanowiliśmy iść na sushi. Wilk tylko raz miał przyjemność <wątpliwą z Jego relacji> jeść sushi, skończyło się tak jak sugeruje nawias - wstrętem i problemami żołądkowymi. Nomen omen był w jednej z najlepszych sushi knajp w Poznaniu..weird. Tak czy siak, ja sushi wielbię i Wilk w imię miłości niezmierzonej do mnie i mojej takiej samej do sushi, postanowił dać temu rarytasowi jeszcze jedną szansę.
Jako, że specjalnie nie wiemy gdzie co i jak w Oslo jeśli idzie o knajpy, metodami "na czuja", "bo fajny barman/kelnerka/wystrój/nazwa" podbijamy i sprawdzamy rynek kulinarny.
Weszliśmy sobie raźno do takiego przybytku o nazwie coś tam coś tam sushi ;) . Cała obsługa skośnooka - a jakże! Widać, że to rodzinny biznes. Kiepsko u nich było z angielskim u nas z norweskim i japońskim ;) czy jakimś innym azjatyckim ;), ale w końcu się dogadaliśmy. W ramach próby za 100 koron (trochę ponad 5 dych) dostaliśmy 8 maków i 8 sushi-sushi. Udokumentowałam wszystko zdjęciami. Nota bene  - było pyszne. Naprawdę. I czuć, że świeże, tu zaraz robione, żadne tam zimne z lodówki czy zastałe. Kłopotów żołądkowych - brak. Wilk postanowił kochać sushi. Czyli pełen sukces.
W ramach nagrody za ciężki tydzień pracy, poszliśmy na zakupy. Padły słuchawki skullcandy, dwa tiszerty (damski i męski), skarpety ;), żwirek dla Grubaldy i jakieś tam bzdety. Generalnie Wilk zapłonął wielka miłością do kolejnego już tiszertu  Disturbii i myślę, że koszulka jak nic dołączy do kolekcji wilkowej.
Ja nadal jestem zagubiona w świecie butów, bo muszę kupić aż 3 pary!
 - Conversy ( do przeróbki)
- takie takie eeeee platformy/kopytka/coś ( w końcu mam nogi jak gazela, a ostatnio to już przesadzam więc niech coś mam z tego znakomitego elementu urody)
- japonki.
 Mam tu w outlecie takie conversiaki..fioletowe jakby z aksamitu :D, na takiej trochę niższej podeszwie niż zwyczajowe Conversy - taka linia jakaś wyszła. Własnie nie wiem czy mi sie to podoba i czy ten piękny fiolet nie zabarwi mi stóp na równie piękny siny kolor, gdy tylko spadnie deszcz...rozterki, rozterki.
Ach i spotkaliśmy Naszego Ulubionego Szweda. nadal tak samo luzacki, fantastyczny i otwarty. Naprawdę, ten człowiek jak nikt poprawia mi humor, a Wilk bardzo przeżywa, że nawet do mnie Mr Szwed mówi " maaaaaaan" <3 <3
A, kupiliśmy łoże. takie małżeńskie, metalowe of kors. Mieliśmy już dziś po nie jechać, ale cóż... :] licz na siebie, że tak enigmatycznie powiem. Może w poniedziałek. Mam nadzieję... Dorzucam fotę Grublady, a co tam.
                                               Fontanna w samiutkim centrum (jedna z wielu)
                                                       Grubaldzina.
                                                    Taka ślicznościowa pannica sobie wisi na ścianie na Jernbanie. Jest sporo wieksza od człowieka.
                                                 Ponoć.
                                                         Pierwsze przymiarki
                                                      Wielka dzidzia <3
                                                     <3
                                            Machanie patykami to ciężka sprawa.
                                              Like a boss
                                                        :D :D :D
                                                         Odnóża. Moje.
                                                          Samojebka.
                                                       Skull Candy
Poza tym jemy ostatnie truskawki, opijamy się colą, ćwiczymy na orbitreku ( ja), planujemy wakacje w Belgii i don't give a fuck :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz