niedziela, 27 maja 2012

norweski tyłek.

Widziałam w sobotę norweski tyłek.
To był Mój Pierwszy Norweski Tyłek ever.
Jestem wzruszona.
A! Był goły. To chyba dość istotne.
Miało to miejsce w momencie, gdy mopowałam sobie radośnie podłogę po prawie 4 godzinach sprzątania, uroczego mieszkania na poddaszu w dzielnicy Gronland. Należy ono do super hiper miłego kolesia, na oko 25-30 letniego. Było mi bardzo miło, gdy wykrzykiwał w każdym kolejnym pomieszczeniu, że jeszcze nigdy nie było tu tak czysto.
No, ale do rzeczy. Mopuje sobie, mopuje gdy nagle radośnie przemyka obok mnie Pan Domu w ręczniku, prosto spod prysznica, "włazi do szafy" takie pseudo garderoby tu mają, dokładnie na wprost mnie, równie radośnie zrzuca ręcznik (dzięki Bogu, stał tyłem) i zakłada bokserki. Tempo w jakim się zaczęłam wycofywać, było spektakularne. Potknęłam się oczywiście o tego cholernego mopa, ale utrzymałam równowagę. Scena jak z filmu. Potem jak gdyby nigdy nic, Pan Domu zaproponował mi wino, bo akurat sam się raczył , grając na swojej konsoli (uroczo <3 )
Potem rozmawialiśmy o architekturze w Oslo, Jego mieszkaniu, strasznej do utrzymania w czystości podłodze, ale bardzo pięknej (białe deski) etc.etc.
W ogóle w wyniku nieporozumienia, zaszłam pod zły adres (hałas na ulicy + rozmowa telefoniczna+ norweski angielski kontra norweski polski + dziwne nazwy norweskich ulic) i był tak uroczy, że wyszedł po mnie. Wzruszyłam się. Pouczył mnie, iż w Oslo muszę uważać na 2 rzeczy, które mogą mnie zabić .
Mianowicie są to :
- rowerzyści
- tramwaje.
Dodał, że ost. aż dwie osoby zginęły pod tramwajem. Wydałam stosowny okrzyk zgrozy.
 Nota bene ten dzień mimo, że taki zagmatwany, zalatany i męczący (skończyłam pracę ok 22ej ) to jednak zaliczam do bardziej udanych ostatnimi czasy.

 Wracałam sobie tym wieczorem Gronlandem, wszędzie siedzieli ludzie. Tłumy piątkowe rozparcelowane w parku, knajpach, kafejkach, ławkach. Mnóstwo bardzo ciężko wytatuowanych ludzi, płci obojga, zapachy wschodnich przypraw i kebabów (Gronland to dzielnica wybitnie imigrancka, bardzo kolorowa w każdym tego słowa znaczeniu). Dużo ludzi też chodzi po mieście na boso lub bez koszulek (faceci) Nikt się nie wstydzi i nie robi z tego powodu dramatu jak w PL. Każdy skwerek czy kawałek trawy jest oblegany, bo mamy tu falę upałów. Kobiety sie opalają bez staników, generalnie koce ręczniki - a tu centrum miasta. I wina, piwa - można pić w miejscu publicznym <3 Grille! Jeden, wielki piknik.
I gdy tak wracałam tbaną do siebie, mając na przeciwko Pana Norwega w hawajskiej koszuli, bardzo rozpiętej na opalonym, wystającym brzuchaczu, po lewej Panią w krwistoczerwonej szmince i namalowanych kreskach na powiekach, dłuższych od brwi(nota bene też namalowanych) z torebką zrobioną z materiału jakim zwykle ściele się wykwintne trumny, a po skosie przecudnej urody Hinduskę, z tak fenomenalnie pomalowanymi henną dłońmi, która śmiała się i bardzo głośno rozmawiała przez iphona (mnóstwo kolorowych kryształków) , stwierdziłam po raz kolejny, że bardzo, ale to bardzo lubię Oslo. Chyba może nawet nasz związek zaczyna ewoluować i zaczynam czuć ćmy w brzuchu gdy słyszę jak ktoś mówi to magiczne słowo: "Oslo".
Czyżby to była miłość?

 Tak jakoś mi się skojarzyło trochę....

3 komentarze:

  1. Madź! mów mi tak!
    albo nie, nic nie mów :C
    bo jeszcze w przyszłości porzucę kraj wiatraków na rzecz Oslo.

    OdpowiedzUsuń
  2. No Kochana to ja będę dalej propagować jednak :D :D a ilu tu rudzielców brodatych ;) hohohoho

    OdpowiedzUsuń
  3. spłoń! :C

    albo już w końcu przeistocz się w syrenkę :3

    OdpowiedzUsuń